Ostatnia premiera teatru Ateneum, spektakl Esther Vilar, niektórym widzom może się wydać kontrowersyjny.
Sama wykonawczyni tego niezwykłego monodramu, Teresa Budzisz-Krzyżanowska, wyznaje: – Jeśli odczytanie tego tekstu może się wydać rodzajem obrazoburstwa albo rodzajem rekolekcji, ja wybieram rekolekcje.
A więc jeśli rekolekcje, to czas na pytania, wątpliwości, na pogłębienie wiary, szukanie sensu życia. A także na pytania o kondycję Kościoła.
Jakkolwiek sztuka ma charakter futurystyczny, reżyser przesunął akcję „Papieżycy” o czterdzieści lat do przodu. Padające ze sceny słowa poruszają nas tu i teraz.
Wybrana na tron papieski kobieta, Joanna, chce przywrócić Kościołowi dawną świetność, odbudować jego autorytet i wielkość. Dlaczego? Bo przeraża ją sposób, w jaki wierni pojmują wolność, w imię której odwrócili się od Kościoła, odrzucając nakazy i zakazy, i to, jak na manowce sprowadziła ich owa wolność.
Nie chcą się spowiadać, ale płacą ciężkie pieniądze psychoanalitykom, kościoły zamienili na meczety, fascynują się islamem, tak rygorystycznym w swoim fanatyzmie, a zniewolenie upatrują we własnej religii. Jest to więc pytanie o granice wolności.
Autorka, buntowniczka i antyfeministka mówi, że wprawdzie nie szuka w Kościele Boga, ale dobrze byłoby, żeby ta Instytucja przetrwała jako ostatni ratunek przed nadmierną wolnością. Groźną wolnością.
Chciałoby się przeanalizować raz jeszcze tekst sztuki, może wręcz przeczytać zdanie po zdaniu, ale już to zdanie świadczy, że intencją autorki jest powrót do fundamentalnych wartości, jakie widzi w chrześcijaństwie.
Papieżyca wygłasza inauguracyjne przemówienie na cały świat nie jako kobieta, tylko jako człowiek, który chce nieść dobro. Postanawia przywrócić wszystko, na czym opierał się majestat Kościoła. W jej mniemaniu Chrystus umarł na krzyżu po to, by zbawić człowieka. Ona nie może Go zdradzić.
Teresa Budzisz-Krzyżanowska cały swój mistrzowski kunszt aktorski wkłada w tę rolę. Podobnie rzetelnie odczytuje tekst reżyser Edward Wojtaszek. Nie dziwią więc owacje po spektaklu.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.