Po nitce do nieba

Zaledwie 10 km od polskiej granicy znajduje się specjalna kopia najcenniejszej relikwii chrześcijaństwa – Całunu Turyńskiego.


Przechowywana jest ona w broumovskim opactwie, ale nie w kościele, a dawnym refektarzu na pierwszy piętrze dawnego klasztoru. Drzwi nie ma – są w renowacji. Zamiast tego dostępu do refektarza broni płyta paździerzowa. Żeby zrozumieć, dlaczego tak cenna rzecz nie znajduje się w kościele, trzeba zrozumieć klasztor w Broumovie.


Podajemy do wiary...

To był rok 1999. Přemysl Sochor odbywał zastępczą służbę wojskową, pracując na co dzień w byłym opactwie św. Wacława w Broumovie. Miał dobry kontakt z księdzem dziekanem. Trwały akurat pierwsze od II wojny światowej remonty w klasztornym kościele pw. św. Wojciecha.

– Zaintrygował nas napis „Santa sindon” nad kaplicą Krzyża Świętego. Nazwa ta jest używana tylko w odniesieniu do Całunu Turyńskiego. Obok napisu znajdowała się skrzynka, a w niej jakieś zawiniątko – opowiada Czech. Po cichu miał nadzieję, że znajdą tam nitkę, może nawet dwie ze słynnego płótna z Turynu. – Myślałem wtedy: „A może uda się nawet trochę odciąć?” – śmieje się.


Otworzyli więc skrzynkę. Rozwinęli płótno i ujrzeli kilkumetrowe malowidło przedstawiające, jak się zdawało na pierwszy rzut oka, całun z Turynu. Na środku widniał ogromny napis: „Extractum ab originali”. Do wszystkiego było dołączone pismo arcybiskupa turyńskiego Juliusa Caesara Bergirii z 8 maja 1651 roku, w którym można przeczytać m.in.: „(...) stwierdzamy prawdziwość i podajemy do wiary, że kiedy 4 maja było wystawione Najświętsze Płótno, w które przez Józefa z Atymatei było zawinięte Ciało Pana naszego Jezusa Chrystusa i które (...) jest przechowywane w naszym metropolitalnym kościele, w kaplicy zbudowanej specjalnie przez Jego Wysokość Królewską, pozwoliliśmy, aby ta kopia dotykała do oryginalnego Najświętszego Płótna w obecności zarządcy dostojnego ojca Dona Laurencjusza Marii Turellighiego, przełożonego kapituły Kościoła akademickiego św. Dalmacjusza, zakonników kongregacji św. Pawła. (...) I aby uwiarygodnić, by nie było wątpliwości, dodajemy do tego dokumentu jak należy podpis własną ręką i naszą pieczęć”.


Jedna z relikwii św. Wojciecha umieszczona na ołtarzu głównym kościoła pod wezwaniem właśnie tego biskupa męczennika   Jędrzej Rams /Foto Gość
 Jedna z relikwii św. Wojciecha umieszczona na ołtarzu głównym kościoła pod wezwaniem właśnie tego biskupa męczennika
List jest potwierdzeniem tezy, którą podają sami Czesi, że jest to jedyna oryginalna kopia tego cudownego płótna znajdująca się na północ od Alp. Powstała z inicjatywy samego arcybiskupa Turynu. Jak na razie kustosze całunu zezwolili na stworzenie tylko 42 takich wiernych kopii.


„Dzika” przyjęła chrzest

Ofiarowanie takiej relikwii opatowi z Broumova oznaczało, że wówczas był to bardzo majętny i wpływowy zakonnik. W XVIII w. mieszkało tam kilkudziesięciu mnichów. Zarządzali ogromnymi majątkami. Dzięki ciężkiej pracy stać ich było na zatrudnienie najsłynniejszego ówczesnego architekta Królestwa Czech, jakim był Kilián Ignác Dientzenhofer. To on zbudował nowe zabudowania opactwa św. Wacława z kościołem św. Wojciecha. W jego pracowni powstały projekty okolicznych kościołów, a nawet ten, który znajduje się w Legnickim Polu, a od czerwca zeszłego roku jest bazyliką mniejszą.


Zasobność broumovskich benedyktynów ukazuje też ich biblioteka. W szczytowym okresie znajdowało się w niej ponad 70 tys. ksiąg, a wśród nich Codex Gigas, największy istniejący średniowieczny manuskrypt na świecie. O bogactwie, ale przede wszystkim tym duchowym, świadczą chociażby relikwie Krzyża Świętego, które do dzisiaj znajdują się w klasztornym kościele. W przepięknej świątyni znajdziemy też m.in. relikwiarze z doczesnymi szczątkami św. Wacława, patrona opactwa, oraz św. Wojciecha. Tego samego św. Wojciecha, który zginął, niosąc chrześcijaństwo plemionom Prusów, a którego ciało wykupił Bolesław Chrobry, oddając tyle złota, ile ważyło ciało świętego.


Obecny widok zabudowań może być mylący. Dzisiejszy wygląd i funkcje klasztoru św. Wacława w Broumovie przedstawiają nikły ślad dawnej świetności. Klasztorne przepastne korytarze od zakończenia II wojny światowej nie pełnią swojej pierwotnej funkcji. Przez 20 lat były miejscem przetrzymywania zakonników i zakonnic z całej Czechosłowackiej Republiki Socjalistycznej. Ponad 1200 osób konsekrowanych przez prawie dwie dekady mieszkało i pracowało w okolicach Broumova.

– Naczelniczka tego miejsca miała wśród osadzonych przezwisko „Dzika”. Niemiłosiernie pastwiła się nad zakonnicami. Jednak los bywa przewrotny. „Dzika” skończyła w miejscowym szpitalu, gdzie na łożu śmierci opiekowały się nią te, którymi tak gardziła. Ponoć w ostatniej chwili nawet przyjęła chrzest – opowiada br. Gereon, norbertanin, oprowadzając po opustoszałych korytarzach klasztoru.

W części pomieszczeń mieściło się nawet archiwum MSW, które sprawiało, że obiekt był pod ścisłą ochroną aparatu bezpieczeństwa. Jednocześnie oznaczało to przeróbki budowlane, które niejednego konserwatora zabytków przyprawiłyby o stan przedzawałowy serca.


Klasztor nas wołał!

Dzisiaj klasztor jest niczym poobijany w długiej walce bokser wagi ciężkiej. Lądował kilka razy na deskach: m.in. z 70 tys. zgromadzonych manuskryptów komunistyczne rządy przetrwało tylko 17 tys., obiekt przeżył wyrzucenie benedyktynów, dewastację wnętrza, ale wytrzymał do końcowej rundy. Na dodatek nadal chce walczyć. Jest też szansa, że właśnie ta runda będzie należała do niego. Nadzieją dla niego jest Agencja Rozwoju Ziemi Broumovskiej, która powstała przed dekadą z inicjatywy Jana Školníka.

– Przyjechałem tutaj i założyłem firmę. Po kilku latach pomyślałem, że może warto coś zrobić dla miejsca, w którym żyję. I tak po rozmowach z innymi przedsiębiorcami zaczęliśmy organizować koncerty i różne wydarzenia kulturalne – wspomina Jan Školník.

Działanie aktywistów miało jeden cel – zwrócic uwagę na zły stan brounovskiego klasztoru. W pewnym momencie, gdy szukano miejsca na siedzibę, klasztorne budynki były naturalnym wyborem. – To nie my chcieliśmy wejść do klasztoru, ale to klasztor nas wołał! – śmieje się przedsiębiorca.


Dzisiaj to Agencja w porozumieniu z benedyktynami, prawymi właścicielami Opactwa św. Wacława, opiekuje się mieniem. Już udało się pozyskać 10 mln euro na rewitalizację około 20 proc. zabudowań. (...) Strona rządowa udziela wsparcia na remonty zabytków pod warunkiem przywracania ich pierwotnym celom. Jan Školník wylicza cztery funkcje opactwa: duchową, ekonomiczną, edukacyjną i kulturalną. Trzy ostatnie są tworzone siłami agencji. Pierwsza jest realizowana we współpracy z benedyktynami.


Ale cóż, to dopiero jej początek. Rocznie do klasztoru przybywa nawet 35 tys. turystów. Ich obecność jednak w ogóle nie przekłada się na sferę duchową. Przewodnik zapytany o relikwie Krzyża Świętego nie potrafił wskazać ich umiejscowienia. Czesi nigdy o nie nie pytają. – Chcemy otworzyć się na polskich pielgrzymów. Polacy cenią sobie wartości i wierzę, że mogą pomóc Czechom w odbudowaniu duchowego charakteru tego świętego miejsca. Polskim grupom już stworzyliśmy odpowiednie warunki do przyjazdu z własnym księdzem i odprawienia Mszy św. – mówi Krzysztof Karwowski.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości