Wspaniałe dzieła sakralne: rzeźby, dawne ołtarze, obrazy na deskach mogły... rozsypać się w proch. Dosłownie. Dziś są już bezpieczne.
Część z nich zjadały różne drewnojady, głównie kołatki domowe. Zabytki z Galerii Sztuki Dawnej Polski XII–XVII wieku w Pałacu Biskupa Erazma Ciołka zawędrowały do Muzeum Narodowego w Krakowie rozmaitymi drogami. Wyszukiwano je m.in. w wiejskich kościołach, znajdowano porzucone na strychach lub stojące gdzieś na uboczu. Do muzeum trafiła np. XV-wieczna rzeźba Madonna z Krużlowej i XVI-wieczne obrazy ołtarzowe z kościoła w Korzennej. Teraz, wraz z innymi dziełami sztuki gotyckiej i renesansowej, zachwycają oczy zwiedzających muzealną galerię przy ul. Kanoniczej. Przeniesiono je tu w 2007 r., gdy po kilkuletnim remoncie w Pałacu Biskupa Erazma Ciołka otwarto kolejny oddział Muzeum Narodowego, prezentujący sztukę Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Niechciani lokatorzy
Wraz z nimi do muzeum przyjechali jednak także niechciani lokatorzy – toczące drewno kołatki domowe. To owady, które mogą siać spustoszenie w przedmiotach wykonanych ze starego drewna. Wyglądają zaś bardzo niepozornie, gdyż dorosłe osobniki mają zaledwie 3–4 mm długości.
– Kołatek domowy żeruje w drewnie zarówno liściastym, jak i iglastym. Samice składają jajka w szparach lub na ścianach otworów już wydrążonych. Potem larwy, które się wylęgną, rozpoczynają żerowanie. Wygryzają chodniki o szerokości ok. 2 mm, które pozostawiają wypełnione sypką mączką drzewną i odchodami. Larwy mogą żerować nawet i 3 lata! Chrząszcze, w które się zamieniają, wychodzą na zewnątrz, wysypując przy okazji mączkę drzewną. Drewno przeżarte przez kołatka przypomina zaś porowatą gąbkę – mówi prof. Jerzy R. Starzyk, entomolog, szef Katedry Ochrony Lasu, Entomologii i Klimatologii Leśnej Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie, najlepszy polski znawca kołatków.
Wieszczyciele śmierci
Kołatki żywią się białkiem. Mogą żyć nawet w drewnie suchym jak pieprz. Oznakami ich działalności są m.in. widoczne w drewnie dwumilimetrowe okrągłe otworki oraz wysypujące się trocinki. Miejsce pobytu kołatka najłatwiej zlokalizować za pomocą... słuchawki lekarskiej.
– Najlepiej robić to w nocy, bo wtedy dorosłe osobniki kołatków są aktywne. To wówczas samce „kołatają”, wabiąc samice. W słuchawce słychać wtedy dźwięk przypominający tykanie zegara – opowiada prof. Starzyk. Kołatki nazywano dawniej, ze względu na to stukanie, wieszczycielami śmierci. Teraz już nie wieszczą śmierci ludzkiej, lecz śmierć drewna. Chcieli tego uniknąć muzealnicy z Muzeum Narodowego. Postanowili więc przeprowadzić przy ul. Kanoniczej skuteczną dezynsekcję, by unieszkodliwić owady. Profilaktycznie objęto nią wszystkie przedmioty drewniane, choć nie we wszystkich stwierdzono obecność drewnojadów. Dezynsekcję prowadzono zarówno w galerii, jak i w magazynach.
– Rozpoczęto ją na początku marca, zakończono zaś w połowie listopada ub. roku. Dezynsekcji poddano łącznie 763 obiekty (235 obrazów na podłożu drewnianym i 528 rzeźb drewnianych) – mówi Regina Klincewicz-Krupińska, kierownik Pracowni Konserwacji Malarstwa i Rzeźby w Pałacu Biskupa Erazma Ciołka. Dlatego ekspozycja była bardzo długo zamknięta i otwarto ją ponownie 16 kwietnia br. Przedsięwzięcie wymagało wielu wysiłków, m.in. ze względu na zróżnicowane rozmiary i wagę obiektów. Niektóre trzeba było na czas dezynsekcji zdemontować.
Pomógł azot
Do akcji wkroczyli potem dusiciele kołatków z wyspecjalizowanej firmy, wspomagani przez pracowników muzeum. Szło o to, by wytępić szkodliwe kołatki bez szkody dla zabytków. Wykorzystano amerykańską metodę gazowania, opracowaną przez entomologa Roberta J. Koestlera. Wszystkie znajdujące się w galerii przedmioty drewniane lub mające drewniane elementy owijano starannie w folię nieprzepuszczającą tlenu, zgrzewając jej końcówki.
– W zależności od wielkości pakowano je po kilka lub kilkanaście sztuk. Pod pochodzącą z Szydłowca rzeźbą „Chrystus na osiołku”, używaną niegdyś w procesjach Niedzieli Palmowej, umieszczono np. kilka mniejszych przedmiotów – mówi R. Klincewicz-Krupińska. – Potem do wnętrza przez zawory wklejone w folię pompowany był azot, do momentu gdy stężenie tlenu wewnątrz spadło poniżej 0,5 proc. – wyjaśnia konserwator. Później zapakowane szczelnie zabytki pozostawiano na 9 tygodni. W tym czasie wszystkie formy drewnojadów – dorosłe osobniki, larwy i jaja – ginęły pozbawione tlenu.
Na razie więc Madonna z Krużlowej, wspaniałe gotyckie poliptyki, ołtarze z krośnieńskiej fary i inne zabytki drewniane są bezpieczne. Konserwatorzy muzealni są jednak uważni. Obserwują, czy gdzieś nie widać sypiących się trocinek. Pod ręką mają na wszelki wypadek słuchawkę lekarską, by nocą przyłożyć ją w razie czego do Madonny z Krużlowej, słuchając, czy nie rozlegnie się złowieszcze kołatkowe tykanie.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.