Dla mnie to zdecydowany numer jeden wśród zagranicznych zespołów grających muzykę chrześcijańską.
Nie ma tu ani tandety, ani mocnych rockowych bitów, które nie pozwalają skupić się na treści. To soul plus elementy popowe.
Teksty w głowie Jona Thurlowa zaczęły pojawiać się w 2005 r., kiedy podczas modlitwy usłyszał od Boga: „Chcę, żebyś pozbył się każdej muzyki, która nie prowadzi twojego serca do Mnie”. „Przeraziłem się, że nie będę w stanie tego zrobić” – pisze na swojej stronie internetowej.
Udało się. Wyrzucił większość swoich kolekcji. Trzy tygodnie później usiadł przy pianinie i w ciągu 10 minut pojawił się pierwszy utwór. Minął miesiąc – w ciągu 20 minut powstał kolejny. Po sześciu miesiącach narodził się pierwszy album: „A Life That’s Worthy”. Potem pojawiły się kolejne.
"Stand in Awe" zaskakuje i muzycznie, i pod względem treści. Słuchając płyty, człowiek po prostu się modli.
Jon Thurlow mieszka w Kansas City w stanie Missouri, gdzie razem z żoną posługuje w Międzynarodowym Domu Modlitwy IHOP. To miejsce, gdzie śpiewem i modlitwą uwielbia się Boga 24 godziny na dobę. Jon trafił do niego w 2004 r.
Przez trzy miesiące właśnie tam od północy do 6.00 uwielbiał Boga. Teraz jest w grupie, która modli się w ciągu dnia. Wspólnotom polecam jedno: piosenki Jona Thurlowa tłumaczcie na język polski. I uwielbiajcie.
***
John Thurlow "Stand in Awe"; IHOP 2014 r.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.