Nowa płyta Krzysztofa Krawczyka „Tańcz mnie po miłości kres” budzi duże kontrowersje wśród fanów twórczości Leonarda Cohena.
Jedni zarzucają muzykom fatalne aranżacje, inni – złą interpretację tekstów przez samego wokalistę. W istocie projektu nie można uznać za udany. Dlaczego?
Bardzo długo twórczość Krawczyka kojarzyła mi się z zakrapianą alkoholem biesiadą i sylwestrowym koncertem, transmitowanym na antenie jednej z dużych stacji telewizyjnych – czyli
niezbyt pozytywnie.
Moja opinia zmieniła się po przesłuchaniu albumu „…Bo marzę i śnię”, w którym Krawczyk z dojrzałością bluesmana sentymentalnie podsumowywał swoje dotychczasowe życie. Wisienką na torcie świetnego autorskiego materiału była żywa interpretacja „Papa Was a Rolling Stone” – funkowego klasyka z lat 70.
Po odsłuchaniu singla „Jestem Twój” z najnowszego albumu można było spodziewać się kolejnej ciekawej płyty, utrzymanej w stylistyce retro: kołyszący rytm, lekko przesterowane gitary i klarnet wytworzyły przyjemny dla ucha klimat. Szkoda, że utwór okazał się niereprezentatywny dla całego albumu.
Pozostałe kompozycje Krawczyk wykonuje zaledwie poprawnie. Tym samym nieprawdą okazuje się wskazywane w opisach płyty „emocjonalne przefiltrowanie utworów kolegi po fachu”.
Sekcję rytmiczną i gitary zarejestrowano niezwykle płasko, a całej płycie nadano popowe brzmienie, które sprawia, że wymagający słuchacz przechodzi obok tego materiału zupełnie obojętnie. Z kolei chórki tworzą niepotrzebną nadbudowę, która momentami ściąga wokal Krawczyka na dalszy plan.
Szczególnie rażą wykonania najbardziej znanych utworów Cohena, takich jak „Dance Me to the End of Love” i „Hallelujah”. Już sam pomysł zaśpiewania ich po polsku budzi spore wątpliwości, a wygładzone brzmienie odziera je z pełnego uczuć pierwotnego przesłania.
Charakterystyczny głos Krawczyka dla wielu jest wartością samą w sobie. Szkoda jednak, że wokalista tej klasy ma ostatnio tak duże trudności w doborze repertuaru.
W zamyśle autorów "Tańcz mnie po miłości kres" miało być przepisem na komercyjny sukces. Skończyło się na poprawnej i przewidywalnej płycie, której co prawda można posłuchać, ale bez specjalnego zainteresowania.
*
Krzysztof Krawczyk TAŃCZ MNIE PO MIŁOŚCI KRES. Sony Music, 2015 r.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.