Po 30 latach ukazały się zapiski ks. Jerzego Popiełuszki prowadzone od 1980 do 1984 roku. Jako postscriptum zamieszczono jego zdjęcia po zamordowaniu. Nad sczerniałą od pobić twarzą księdza w trumnie pochyla się biała jak śnieg jego matka.
Piszę o fotografiach, choć chcę zachęcić do lektury notatek. Ale to one, mimo że przerażające, są kwintesencją tej książki. Widać na nich bestialstwo zabójców, a jednocześnie ogromną miłość żegnających syna rodziców. Wspiera ich siła uczucia wiernych, którym ks. Popiełuszko pomagał, teraz stojących
nad jego grobem w zwartych szeregach.
Na innych zdjęciach, jak uzupełnienie prawdy o dramacie, pokazano między innymi narzędzia śmierci – owijane w szmaty pałki, którymi oprawcy tłukli ofiarę, a także miejsce na tamie we Włocławku, skąd z wysokości zrzucono księdza w worku w odmęty Wisły.
Wprowadzenie do tych makabrycznych fotografii stanowi lektura zwyczajnego pamiętnika prowadzonego przez zapracowanego ks. Jerzego, który nie traktuje swojej ofiarności jako czegoś szczególnego, ale zwykłą powinność.
Zapiski urywają się 26 czerwca 1984, cztery miesiące przed jego śmiercią. Notujący nie wspomina, że w każdej chwili może stracić życie. Jednak kiedy wraca z przesłuchań i widzi ozdobioną kwiatami drogę do „swojego” kościoła na warszawskim Żoliborzu, musi być świadomy, że kwiaty na jego cześć, wyrażające radość z tego, że żyje, w każdej chwili mogą zamienić się w kwiaty przyniesione na jego pogrzeb. Nie rezygnuje z działania, bo, jak mówi, albo się w coś nie angażuje, albo, jak w tym przypadku – oddaje temu serce.
Zapiski zaczynają się od relacji z podróży do Stanów Zjednoczonych. Są potrzebne, żebyśmy zobaczyli, jaki niewyróżniający się od innych był przyszły błogosławiony. Podróżnik z biednej Polski już w samolocie do Nowego Jorku chowa do kieszeni saszetki z cukrem na zapas.
Po powrocie do ojczyzny zostaje wciągnięty w wir mnożących się obowiązków. Zmęczony przesłuchaniami, nieustannym zagrożeniem prowokacją,
strapiony lękiem o to, co przeżywają jego rodzice, bez wahania i strachu robi swoje. Przygotowuje się do najgorszego przez modlitwę i rekolekcje.
Pointę książki stanowi opis procesu zabójców ks. Jerzego. W odważnej, nazywającej po imieniu działania funkcjonariuszy MSW mowie mecenasa Edwarda Wendego czytamy, że mordercy „odmówili swej ofierze nawet humanitarnej śmierci, dobijając ją pałką w czterech stacjach drogi krzyżowej”. Jednak podkreśla, że wbrew ich planom „Z zamierzonego zła nie powstaje zło, ale wielkie, niezamierzone dobro”. Przypominając tymi słowami, jaki jest plon męczeństwa.
*
Ks. Jerzy Popiełuszko: Zapiski 1980–1984. Wydawnictwo Editions Spotkania, 2016 r.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...