„Istnieją dwie błędne drogi reagowania na cierpienie. Pierwsza to rozgrzebywanie rany, nieustanne krążenie wokół niej. Druga to przekonanie, że możemy tę ranę przekroczyć” – mówi Urszula Mela, bohaterka wywiadu.
To doskonała książka i gigantyczne świadectwo wiary. Niezwykły przykład, jak można opowiedzieć o najważniejszych sprawach bez nadęcia, o wielkim cierpieniu bez tragicznej emfazy, o pełni życia i Bogu bez irytującej egzaltacji.
W książce „Bóg dał mi kopa w górę” nie ma ani jednego zbędnego zdania. Jest za to wstrząsająca opowieść o wydarzeniach, które przewróciły do góry nogami życie Urszuli Meli, i to kilka razy – o pożarze domu, śmierci 7-letniego syna Piotrusia i wypadku 13-letniego syna Janka, którego w budce transformatorowej poraził prąd. Chłopak, którego dziś zna cała Polska, z protezą nogi i ręki zdobył oba bieguny, przebiegł maraton i poszedł pieszo do Santiago de Compostela.
A jego mama mówi wprost: „Jednym z większych oszustw minionego stulecia jest słynne »pozytywne myślenie«. Jesteś kowalem swojego losu, wszystko możesz, jeśli tylko odpowiednio mocno o tym myślisz, to się wydarzy... Ja pierniczę! Ileż to krzywdy ludziom narobiło!”. I chwilę potem dodaje: „Pozytywne myślenie, które osobiście mogłabym polecić, nie polega na tym, że »ja zawsze dam radę« – to jest samobójstwo – tylko: »Pan Bóg zawsze da radę«. W tym jest nadzieja”.
Ale Urszula opowiada też o swoim domu rodzinnym, przygodach z buddyzmem i dziwacznymi metodami znanego także w Polsce terapeuty Berta Hellingera. Szczerze mówi o chwilach całkowitego zwątpienia: „Są takie momenty, kiedy nagle się wydaje, że doświadczamy czegoś, co się po prostu z niczym nie zgadza. I przestajemy wierzyć, że cokolwiek może być dobrze. Ja z przerażeniem odkryłam, że w nic nie wierzę. Nie widziałam, czy jest Bóg, czy jest życie wieczne, czy tylko śmierć. Wpadłam w czarną dziurę. Tak jakby wszystkie niteczki, które sobie mozolnie supłałam, nagle mi się rozsypały. Przez długi czas fizycznie bolało mnie serce. Nie widziałam nic innego, tylko Piotrusia”.
Dwa lata zmagała się z tą traumą, w końcu zwyciężyła: „Życie wieczne stało się czymś bardziej realnym i konkretnym. Przez śmierć Piotrusia Bóg przywrócił mi wiarę w życie wieczne. Można powiedzieć, że On też zrobił się konkretniejszy, jakby poszerzył mi się o Piotrusia. Tęsknię teraz za oboma”.
Urszula jest terapeutą i choć pewnie niewielu ma pacjentów, którzy przeżyli tyle, co ona, to z pewnością nie mogli trafić pod lepszy adres. Bo któż zrozumie ich lepiej? Ona sama pokpiwa: „Podobno jest przepis na wychowanie terapeuty: dać mu niezbyt szczęśliwe dzieciństwo i taką pozycję w rodzinie, żeby nie mógł nic robić, tylko obserwować”.
*
Katarzyna Węglarczyk "Bóg dał mi kopa w górę". Wydawnictwo Znak, 2016 r.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.