W sztuce i w miłości trudno o doskonałość. Ważne jest by szukać.
W „Song to song” Terrence Malick korzysta z formuły kina, która uprawia konsekwentnie w ostatnich latach. Podobnie jak inne ostatnie filmy tego twórcy, ten również nie spotkał się z przychylnym przyjęciem. Tak samo jak w przypadku „To the wonder”, czy „Rycerza pucharów” trudno się z całkowitym jego odrzuceniem zgodzić.
Film jest co prawda manieryczny, ale przebicie się przez tę formę oraz odnalezienie we fragmentach scen, strzępach dialogów, długich komentarzach z offu, fabuły jest zadaniem, którego warto się podjąć.
Malick po raz kolejny próbuje przez rzeczy mniej lub bardziej błahe szukać głębi. Odnajduje ją tam gdzie pewnie nikt z widzów by jej być może nie szukał. Nadaje poetycki wymiar zwykłym sprawom.
Starsze filmy tego reżysera (często dziś już klasyczne) miały fabułę standardową. Teraz jest ona eteryczna, ulotna. W takim kinie tez trzeba jednak mieć coś do powiedzenia. Ostatecznie esencją sztuki jest treść.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że film eksploruje wątki znane z „To the wonder”. Miłość, związki, zdrady, swoiste uczuciowe „wielokąty”. Tam jednak służyło to przypowieści o odkupieniu, którego warunkiem niezbywalnym jest grzech, wyrządzenie zła. Tutaj – w całej opowieści więcej jest przyziemnego podejścia.
Reżyser opowiada o pokusach i szukaniu tego co trwałe. O eksperymentach i odnajdywaniu prawdy. O kłamstwie, fałszu i szczerości.
Te tematy nie tylko w miłości, związku z drugim człowiekiem są dla twórcy ważne. Akcja osadzona jest w realiach przemysłu muzycznego. Pokusy i trudne pytania dotyczą również świata artystycznego. Tego, jak postępować. Na ile słuchać innych, na ile podążać swoją drogą? Na ile być szczerym w twórczości? Jak podchodzić do mistrzów (w filmie pojawiają się muzycy zespołu Red Hot Chilli Peppers, Iggy Pop)? W jakim stopniu zaufać producentowi? Wątpliwości co do uczuć i wątpliwości co do własnej twórczości – wątpliwości życia codziennego i wątpliwości pracy twórczej - przenikają się ze sobą.
Są w tym filmie sceny i dialogi banalne, wręcz grafomańskie. Ale jest to cena wybranej przez reżysera metody. Twórca bierze na siebie to ryzyko w imię konsekwencji podjętej drogi twórczej. Pozostaje również pytanie czy przy tym temacie wieczna oryginalność jest możliwa.
Jednak w innych miejscach wielkie wrażenie robi subtelność inscenizacji. Dookreślanie sytuacji, dialogu elementem scenografii, rekwizytem, pokazanym w kadrze.
Jest to więc film, którego ocena nie jest łatwa. Z pewnością nie można go w całości odrzucić. Nie jest również porównywalny do największych dzieł reżysera. Może sam twórca zdawał sobie z tego sprawę, realizując film o tym, że w sztuce i w miłości trudno o doskonałość. Ważne jest by szukać. Konsekwentne szukanie może przynieść efekt.
*
Film można obejrzeć na DVD i VOD.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.