„Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca” (J 20,17).
Maria Magdalena płakała przed pustym grobem Chrystusa. Sądziła, że ktoś wykradł ciało Pana. Tam, gdzie leżał Jezus, zobaczyła dwóch aniołów. Gdy powiedziała im o przyczynie swej rozpaczy, ukazał się jej Jezus. Zrozumiała, że zmartwychwstał. Wyciągnęła do Niego ręce. Chrystus powstrzymał ją gestem dłoni, mówiąc: „Noli me tangere” – „Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca” (J 20,17).
Rosyjski malarz Aleksandr Iwanow (1806–1858) namalował ten obraz podczas podróży artystycznej do Włoch, gdzie wysłało go Towarzystwo Zachęty Artystów z Petersburga. Z zachowanej korespondencji Iwanowa z ojcem wiemy, że malując Chrystusa, wzorował się na rzeźbach Bertela Thorvaldsena. Modelką pozującą do roli Marii Magdaleny była Vittoria Caldoni, a na miejsce spotkania świętej ze Zmartwychwstałym malarz wybrał park Villa d’Este w Tivoli.
Zgodnie z zasadami rządzącymi w tamtych czasach tzw. malarstwem akademickim kompozycja obrazu jest podobna do statycznej grupy rzeźbiarskiej. Niemniej jednak artyście udało się nadać bohaterom wyrazistość i emocje. Na twarzy Marii Magdaleny widać przejście od smutku do radości, przez zaskoczenie i strach. Aby doprowadzić modelkę do takiego stanu, Iwanow skłonił ją do przypomnienia sobie czegoś smutnego, a potem rozśmieszał ją, wywołując jednocześnie łzy przy pomocy krojonej cebuli.
Obraz, ukończony w grudniu 1835 r., zdobył w Petersburgu wielkie uznanie. Rosyjski pisarz Aleksiej Timofiejew pisał o postaci Zbawiciela: „To jest Bóg! Wielkość, cichość, zaufanie, łaska, świętość, moc. Ten obraz jest piękny”. Towarzystwo Zachęty Artystów przekazało dzieło w prezencie carowi Mikołajowi I, a Iwanow został wybrany na członka Cesarskiej Akademii Sztuki.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.