Treść obrazu intryguje. Jego akcja jest umieszczona w wartowni wojskowej, wypełnionej małpami poprzebieranymi za żołnierzy. Przystrojone w barwne żołnierskie uniformy małpy wykonują typowo ludzkie czynności i gesty - zasiadają przy stole, piją ze szklanic, palą fajki, grają w karty. Te, które stoją na tylnych łapach, w przednich dzierżą broń i inne przedmioty żołnierskiego ekwipunku.
Autor niezwykły
W tej sali wystawiona została gablota, w której są prezentowane rysunki Stanisława Noakowskiego, żyjącego na przełomie XIX i XX w. architekta, profesora, pedagoga i genialnego rysownika. Ta część wystawy stanowi wyraźny już trop prowadzący nas do Państwa Witkowskich. Otóż w tej grupie artefaktów, w jednej z gablot, został umieszczony rysunek przedstawiający klasztor oo. Dominikanów w Lublinie. Zatrzymajmy się przy nim chwilę: jest to niewielkich rozmiarów obraz wykonany akwarelą. Za pomocą delikatnej, zwiewnej pastelowej kolorystyki zostały ukazana monumentalna bryła starego, historycznego klasztoru wzniesionego na miejskiej skarpie. Na pierwszym planie został ukazany masywny budynek klasztoru, na drugim zaś, połączony z nim w jednolitą bryłę, kościół (jak chce tradycja - miejsce zaprzysiężenia sławnej Unii Lubelskiej) z dominującą kopułą zwieńczoną krzyżem. Informuje zamieszczone w opisie obrazu są podawane jako pewne: został on namalowany przez Tadeusza Witkowskiego w 1926 roku.
Kim był autor akwareli? Otóż był to znany lubelski architekt, rocznik 1904. Już w dzieciństwie wykazywał duże zdolności w rysunku, a także zamiłowanie do języków obcych i szeroko rozumianej kultury starożytnej. Edukacja z znanej z wysokiego poziomu Szkole Lubelskiej (zwanej także Gimnazjum Filologicznym, Gimnazjum im. Stefana Batorego), w której uzyskał maturę, pozwoliła mu te zainteresowania utrwalić i rozwinąć. W 1923 roku rozpoczął studia w Wyższej Szkole Przemysłowej w Krakowie na Wydziale Budownictwa, które kontynuował na Politechnice Warszawskiej, tym razem na Wydziale Architektury. Studia ukończył z dyplomem inżyniera dopiero po II wojnie światowej, po czym rozpoczął samodzielną praktykę jako utalentowany architekt. Zaprojektował, jak to skrupulatnie zestawiła Halina Danczowska (Architekt T. Witkowski. Kalendarium życia i twórczości 1904–1986) wiele kamienic czynszowych, dworków, willi i budynków użyteczności publicznej (szkoły, budynki uniwersyteckie, biurowce, budynki przemysłowe).
Ważne miejsce na liście jego architektonicznych osiągnięć zajęły budowy i remonty kościołów głównie na Lubelszczyźnie. Reprezentował charakterystyczny dla I poł. XX w. styl architektury modernizmu, który zrywając z wszelką formą stylizacji skupiał się na funkcjonalności budynku; projektowane przez niego obiekty charakteryzują się dużymi oknami, jednolitymi powierzchniami i płaskim dachem (dobrym przykładem może być zaprojektowany i funkcjonujący do dziś przy ul. Osterwy budynek PDT -u (dla młodszych czytelników objaśnienie skrótu: Powszechny Dom Towarowy, dziś pewnie nazywałby się galerią). Nie stronił od pracy społecznej, trzy kadencje piastował stanowisko prezesa Stowarzyszenia Architektów Rzeczypospolitej Polskiej.
Witkowski upamiętnia Noakowskiego
Miał wiele zainteresowań i pasji. Jedną z nich była twórczość Stanisława Noakowskiego, na wykłady którego uczęszczał na Politechnice Warszawskiej, gdzie ten znany pedagog omawiał rozwój architektury europejskiej przy pomocy sporządzanych spontanicznie kredą na tablicy rysunków. Po latach były student a następnie inżynier architekt przeprowadził szeroką kwerendę na temat życia i twórczości swego byłego profesora. Kilkukrotne podróżował do Moskwy i ówczesnego Leningradu (obecnie Petersburg), aby w tamtejszych archiwach, bibliotekach i muzeach możliwie kompletnie zebrać dokumentację o artystycznej spuściźnie genialnego rysownika (Noakowski urodził się w 1867 r. w Nieszawie na Kujawach jako poddany cara rosyjskiego i do odzyskania niepodległości przez Polskę działał i tworzył na terenie imperium Romanowów) rozproszonej w Rosji. W rezultacie zinterpretował fotograficznie i opisowo przeszło czterysta jego prac. Zwieńczeniem tych działań stała się praca doktorska na temat twórczości Noakowskiego napisana na Politechnice Warszawskiej pod kierownictwem prof. Piotra Biegańskiego. Nic zatem dziwnego, że obrazek przedstawiający klasztor oo. Dominikanów w Lublinie, który powstał w okresie studiów na Politechnice Warszawskiej (Witkowski rozpoczął je w 1926 r.), zawiera wyraźne ślady inspiracji stylem Noakowskiego. Metryka obrazu objaśnia także, co istotne dla niniejszego wywodu, na jakiej podstawie stał się on własnością KUL. Jest to, jak czytamy, „Dar Stanisławy i Tadeusza Witkowskich”.
Ofiarowali katolickiemu uniwersytetowi setki cennych prac
Kiedy i jak rysunek trafił na naszą Alma Mater? Aby odpowiedzieć na to pytanie należy powrócić do życiorysu lubelskiego architekta. Otóż trzy lata przed wybuchem II wojny światowej ożenił się ze Stanisławą Majewską. Nie mieli potomstwa. To właśnie ona, kilka lat po śmierci męża (zmarł w 1986 roku), wykonując jego wolę, przekazała naszej uczelni cenną kolekcję dzieł sztuki. Należy tutaj dodać, że darowizna ta, obok donacji Państwa Tadeusza i Olgi Litawińskich (pisałem już o tym wcześniej) jest najbardziej znaczącą dla naszego muzeum, tak z ilościowego jak i merytorycznego punktu widzenia. Obejmuje ona bowiem przeszło trzysta obiektów, kilkadziesiąt cennych obrazów mistrzów polskich i europejskich (w tym m.in. dzieła wspominanych wyżej Christiana Georga Schutza Młodszego i Jacka Malczewskiego), rysunki Józefa Chełmońskiego, Jana Matejki czy Michała Borucińskiego, grafikę i wyroby rzemiosła artystycznego. Wśród tych pięknych rzeczy znalazł się także zbiór siedemnastu prac Stanisława Noakowskiego, rysowanych tuszem i węglem - wszystkie pochodzą z polskiego okresu twórczości artysty i ukazują rodzimą architekturę od stylu romańskiego po późnobarokowy. Prawdziwy rarytas. Co ciekawe, przytoczona wyżej akwarela z widokiem kościoła Dominikanów w Lublinie autorstwa Witkowskiego została przez przypadek odnaleziona w jednym z albumów, darowanych wraz z kolekcją. Być może została tam umieszczona przez samego kolekcjonera lub jego małżonkę, być może był to przypadek (rysunek mógł się najnormalniej w świecie zawieruszyć). Tak czy inaczej, album trafił na KUL na początku lat dziewięćdziesiątych, nikt (sic!) nie wpadł na myśl, że zawiera on także akwarelę wykonaną przez lubelskiego architekta. Kilka lat temu, kiedy nasze uniwersyteckie muzeum dokonało ponownej inwentaryzacji i przeglądu zbiorów, została ona zupełnie nieoczekiwanie… odnaleziona, a dzięki sygnaturze poznaliśmy jej twórcę i czas powstania. W ten sposób formalnie stanowi on jeden z ostatnich nabytków muzeum kulowskiego. Taka to historia. Prezentowana zwiedzającym, ostatnio w Dobrzycy, przywołuje nietuzinkową osobę Tadeusza Witkowskiego, autora pracy i współdarczyńcę zarazem.
To coś znacznie większego niż tylko stypendia dla studentów
Porządkując swoje wrażenia z wystawy dobrzyckiej szukałem jakiegoś podsumowania wywodu. Swoistą pointę nieoczekiwanie dopisało, co się wcale nierzadko zdarza, samo życie. Otóż kilka dni po powrocie z Wielkopolski miałem sposobność wręczyć grupie naszych studentów kilkanaście stypendiów fundowanych. Zostały one utworzone, jak już podpowiada sama ich nazwa, na bazie specjalnych funduszy ustanowionych przed laty przez różnych darczyńców, prywatne osoby. Jednym z nich jest Fundusz Stypendialny im. Tadeusza i Stanisławy Witkowskich. Został on utworzony, co należy nieustannie i wdzięcznie przypominać, w 1991 roku. Jak czytamy w jego regulaminie, zgodnie z wolą fundatorów, stypendia są przyznawane uzdolnionym studentom i doktorantom historii sztuki naszego uniwersytetu „by umożliwić im poznanie zbiorów sztuki zagranicą, bądź zbieranie materiałów do pracy naukowej”. Wręczając stypendia przyznane w ramach kolejnej edycji pomyślałem także o zwiewnej akwareli przedstawiającej lubelski klasztor dominikański i jej autorze, Tadeuszu Witkowskim. Pomyślałem także o jego małżonce, Stanisławie. To dzięki takim wielkodusznym fundatorom jak oni, wielu młodych ludzi uzyskuje większe możliwości realizacji swoich pasji i zainteresowań. To dzięki nim wiele cennych, pięknych przedmiotów szczęśliwie zakończyło swoją „wędrówkę” na naszej uczelni, aby teraz „wędrować” do różnych miejsc. Bo jak to celnie wyraził Kamil Cyprian Norwid - „Nie jest światło, by pod korcem stało, / Ani sól ziemi do przypraw kuchennych, /Bo piękno na to jest, by zachwycało”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...