Tradycja kultu św. Mikołaja na Śląsku jest bardzo stara. Poświadcza to między innymi fakt, że najstarszy zachowany w Polsce romański kościół na wzgórzu zamkowym w Cieszynie jest właśnie pod wezwaniem św. Mikołaja.
Jeżeli ktoś go nie widział, to niech zerknie na polski banknot 20-złotowy. Widoczna na nim okrągła budowla to właśnie słynna cieszyńska rotunda z około 1050 roku. Ale nie tylko Cieszyn przypomina o tym świętym. Trzeba jeszcze powiedzieć o sanktuarium św. Mikołaja w Pierśćcu koło Skoczowa, gdzie znajduje się relikwia tego świętego oraz jego cudowna figura, której kult sięga przynajmniej 1600 roku. Są jeszcze na Śląsku inne stare kościoły poświęcone św. Mikołajowi: w Borowej Wsi, na Wilczy, w Lublińcu, w Bujakowie czy w Łące.
Kult św. Mikołaja stał się też na Śląsku elementem ważnej domowej tradycji, bo on 6 grudnia obowiązkowo przynosi do śląskiego domu prezenty. Czasami przychodzi, jak śpimy, i zostawia podarki na oknie, koło pieca, przy łóżku... Czasami jednak pojawia się osobiście. Jest ubrany nie w ubranko czerwonego krasnoludka, ale w długi płaszcz, ornat lub kapę oraz w biskupią czapkę, czyli mitrę. I nie dziwi to nikogo, gdyż w IV wieku był biskupem miasta Mira na Bliskim Wschodzie.
Ten poczciwy brodaty starzec przychodzi najczęściej w asyście pomocników: diabła i anioła. Zadaniem diabła jest przypomnienie św. Mikołajowi o złych uczynkach dzieci, co często staje się przyczyną sprawiedliwego gniewu świętego i wówczas na twarzy malca maluje się wyraźnie mocne postanowienie poprawy. Później do akcji wkracza pomocnik anioł, który tłumaczy św. Mikołajowi, że daleki od ideału chrześcijanin ma jednak na swoim koncie kilka dobrych uczynków. I to powoduje, że święty odwiązuje wielki wór i wyciąga prezenty.
Są to przeważnie słodycze, owoce, ubrania, np. usztrykowane rękawiczki czy czapki, ale przede wszystkim zabawki. Typowe kiedyś na Śląsku, a może jeszcze dzisiaj, było wręczanie prezentów za złe uczynki. Te prezenty-ostrzeżenia to węgiel, skorupy z jajek i oszkrabiny z kartofli, które dostaje się przeważnie w starej papierowej tytce, czyli torebce po mące lub cukrze. Bywa, że dostaje się i prezenty i tytka z wąglym.
Niezwykła mikołajowa tradycja zachowała się we wsi Łąka koło Pszczyny. Pochodzi ona przynajmniej z XVII wieku i nazywana jest tam chodzyniym po mikołajstwie albo w skrócie – mikołajstwym. Owe kolędowanie jest tam organizowane, czy raczej odprawiane, zawsze w niedzielę po 6 grudnia – bo wtedy w drewnianym kościele w Łące jest odpust. Wówczas od około godziny 10.00 po wsi chodzą grupy młodzieży z muzykantami. Chłopcy poprzebierani są za biskupów, diabła, śmierć, kozy, Żydów... i chodzą od domu do domu, śpiewają odpowiednie stare pieśni i tańczą. Wszystko to dzieje się w pięknej scenerii drewnianego kościółka i odpustowych straganów. Ja tam byłem, to wiem!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...