To, co w filmie „Żeby nie było śladów” najważniejsze, rozgrywa się po śmierci Grzegorza Przemyka.
Ta historia z początku lat 80. XX w. wstrząsnęła Polską. Pogrzeb Grzegorza Przemyka 18 maja 1983 roku na cmentarzu Powązkowskim, w którym wzięło udział wiele tysięcy ludzi, stał się wielką manifestacją sprzeciwu wobec władz PRL-u. Mszę św. wraz z innymi księżmi celebrował biskup Władysław Miziołek, a ks. Jerzy Popiełuszko apelował o zachowanie milczenia w drodze na cmentarz i ostrzegał przed prowokatorami, którzy mogliby wywołać zamieszki.
Antykomunistyczna opozycja i najbliżsi Grzegorza Przemyka domagali się wyjaśnienia okoliczności jego śmierci. Jego matka Barbara Sadowska była poetką i działała w opozycji antykomunistycznej. Pracowała m.in. w Prymasowskim Komitecie Pomocy przy kościele św. Marcina. Dzięki zagranicznym dziennikarzom sprawa śmierci jej syna zyskała znaczny rozgłos na świecie. Władze PRL-u nie mogły zignorować nastrojów społecznych i rozpoczęły wielką akcję dezinformacyjną, mającą na celu odwrócenie uwagi od właściwych sprawców. Sprawą zajęły się najwyższe czynniki związane z MSW i służbami bezpieczeństwa z gen. Kiszczakiem na czele. Prawda padła ofiarą wielkiej manipulacji, do której zaangażowano ogromne środki, jakimi dysponował aparat przemocy. Ostatecznie doszło do procesu wyreżyserowanego przez władze komunistyczne, a starsi czytelnicy być może pamiętają, że Polskie Radio relacjonowało jego fragmenty. Dziś można odnaleźć je na YouTubie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |