Pozwalał ludziom zachować świadomość, że kultura nie ma jednego oblicza I że na pewno nie jest to oblicze sowieckie - mówi PAP Mariusz Urbanek. 2 grudnia 1984 r. zmarł w Krakowie Marian Eile, dziennikarz, grafik, rysownik, satyryk, malarz, scenograf - założyciel tygodnika "Przekrój".
"Wielkim ideom potrzebne są nie tylko skrzydła, ale i teren do lądowania" - napisał Salami Kożerski. "Demokracja: ustrój, w którym obywatele mogą pomóc państwu" - dodali Bracia Rojek. "Człowiek chodzi na dwóch łapach, bo bez przerwy musi służyć" - podsumował Pies Fafik. A wszystko to opublikował w "Przekroju" jego redaktor naczelny Marian Eile, ukrywający się jeszcze czasem pod kilkoma innymi pseudonimami.
"Mój pierwszy etat był w +Przekroju+" - przypomniał Stefan Kisielewski. "Tam był taki abstrakcyjny humor, że Hitler żyje ale się ukrywa. Była dziewczyna z warkoczami o rysach Hitlera, później posąg jakiś nagi - okazało się, że to Hitler udaje, i takie różne kawały" - napisał w "Abecadle Kisiela" (1990). Dodał, że po paru takich numerach Jerzy Borejsza (1905-52), jeden z szefów ówczesnej komunistycznej propagandy, "wezwał Eilego, zwymyślał go potwornie, że to jest burżuazyjny formalizm" i zwolnił z funkcji. Kilka dni później jednak "Borejsza go pożałował i przywrócił". "Było parę numerów o orce, o kołchozach, ale potem +Przekrój+ się rozwinął" - podsumował Kisiel. Podkreślił, że marzeniem życia Eilego było stworzenie polskiego "Playboya".
"Wydając tygodnik w PRL-u, Marian Eile godził się płacić cenę taką, jakiej od niego wymagano. Na pierwszych stronach umieszczał na przykład relacje z procesów politycznych. Dzisiaj czyta się je z przykrością, wręcz z obrzydzeniem. Aczkolwiek on sam takiego tekstu nigdy nie napisał. Z drugiej strony był redaktorem naczelnym i ponosił odpowiedzialność za wszystkie artykuły, które były publikowane" - powiedział Magdalenie Huzarskiej-Szumiec Tomasz Potkaj, autor książki pt. "+Przekrój+ Eilego. Biografia całego tego zamieszania z uwzględnieniem psa Fafika", w rozmowie z PAP (2019).
"Nie ma co ukrywać, w okresie stalinizmu +Przekrój+ miał sporo grzechów na sumieniu, ponieważ wykorzystywano go w linii propagandowej ówczesnej władzy - pojawiały się teksty atakujące Kościół, emigrację, podziemie Armii Krajowej. Mimo to nakład rósł - od 50 tysięcy egzemplarzy pierwszego numeru do 400 tysięcy pod koniec lat czterdziestych. A przecież ludzie wiedzieli, że to jest władza narzucona, nie jest życzliwa narodowi tylko podporządkowana Moskwie" - mówi PAP Mariusz Urbanek autor książki pt. "Marian Eile. Poczciwy cynik z +Przekroju+" (2023). "Bo obok tych artykułów, których +Przekrój+ powinien może się wstydzić, pojawiały się tam teksty, które nie dawały całkowicie opaść Żelaznej Kurtynie, zatrzasnąć drzwi przed Zachodem" - wyjaśnia. "Pozwalał ludziom zachować świadomość, że kultura nie ma jednego wymiaru, jednego oblicza I że na pewno nie jest to oblicze sowieckie" - podkreśla Mariusz Urbanek.
"Absolutny geniusz redaktorski. Tworzył i przez prawie ćwierć wieku redagował +Przekrój+ - tygodnik, jakiego przedtem w Polsce nigdy nie było. Nie było także czegoś takiego na wschód od Łaby. Paru wybitnych rosyjskich pisarzy, między innymi noblista Josif Brodski, przyznawało otwarcie, że polskiego nauczyli się właśnie na +Przekroju+" - napisał Ludwik Jerzy Kern (1920-2010)w książce "Moje abecadłowo" (2000). "Powtarzał nam często, że pismo należy tak redagować, żeby mogli je czytać zarówno sprzątaczka, jak i profesor uniwersytetu, a nawet prosty minister" - wspominał.
Niewątpliwym świadectwem fenomenu "Przekroju" jest fakt, że przez kilkadziesiąt lat od 1963 r. pasażerską przeprawę promową w Świnoujściu obsługiwały stateczki "Fafik" i "Filutek". Ten drugi początkowo nazywał się nawet "Profesor Filutek" ale w 1966 roku odebrano mu "tytuł naukowy" wskutek - jak podaje strona naszbaltyk.com - protestów środowiska akademickiego.
"Na początku Filutek nie był profesorem. To Eile nadał mu ten tytuł, bo w Krakowie jak ktoś ma melonik, to musi być profesorem, albo przynajmniej radcą. Eile, kiedy Lengren przysłał mu Filutka, uznał, że to jest dobre i postanowił zrobić z tego całą serię" - wyjaśnił Tomasz Potkaj.
Profesor Filutek, bohater niemej serii komiksowej autorstwa Zbigniewa Lengrena (1919-2003) wstąpił na ostatnią stronę "Przekroju" w 1948 r. i trwał tam aż do śmierci swego autora. Osobisty pies Eilego Fafik po raz pierwszy na okładkę tygodnika trafił w 1946 roku. A później do "Teatrzyku Zielona Gęś" Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego.
Marian Eile urodził się 7 stycznia 1910 roku we Lwowie w rodzinie żydowskiej. Jego ojcem był Henryk Eile (1878-1949), historyk administracji, prawnik i publicysta, legionista i pułkownik Wojska Polskiego; matką - Gustawa Teodora z domu Rychter. W 1929 r. ukończył Gimnazjum Batorego w Warszawie i rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Poznańskim. W 1930 r. przeniósł się na Uniwersytet Warszawski. Tytuł magistra prawa obronił w 1934 roku. Od lutego 1935 do września 1939 r. był aplikantem adwokackim w kancelarii Aleksandra Jurkowskiego. W Warszawie ukończył również studia plastyczne. W latach 30. zaczął współpracę z "Wiadomościami Literackimi".
"Od lat czytałem +Wiadomości+, szalenie mi się podobały i oczywiście marzyłem o tym, żeby tam drukować swoje rysunki. Narysowałem cykl, jak wyglądają i zachowują się psy współpracowników +Wiadomości+. Boya pies robił siusiu pod pomnikiem Mickiewicza, Słonimskiego oszczekiwał Teatr Polski itd. Zaniosłem Grydzewskiemu. Wiedziałem, że mój ojciec go zna, jednak nie wymieniłem swego nazwiska" - opowiadał Eile Kernowi ("Pogaduszki", 2002)."Wręczyłem mu rysunki. Przerzucił szybko i powiedział, żeby pojutrze przyjść po odpowiedź. Nie interesowało go nawet, jak się nazywam. Po dwóch dniach przyszedłem, a on powiedział krótko: +Zaakceptowane+" - dodał.
Eile został etatowym redaktorem "Wiadomości Literackich". "Publikował rysunki i fotomontaże, wymyślał konkursy i zagadki, w siedzibie pisma projektował także firmową witrynę" - napisał Janusz R. Kowalczyk ("culture.pl, 2022). "Przed wojną, co tydzień była inna wystawa +Wiadomości Literackich+ na Placu Saskim. To Eile projektował te wystawy, takie ładne plastycznie, nowoczesne. I w każdy poniedziałek zabierano to i robiono nową" - wspominał Kisiel. "Demontażem zajmował się inny wolontariusz redakcji - Stanisław Dygat" - dodał Kowalczyk.
Po wybuchu II wojny światowej Marian Eile, zmobilizowany jako podporucznik rezerwy, służył w 22. Baterii Motorowej Artylerii Przeciwlotniczej, gdzie był dowódcą 4. plutonu. W połowie września 1939 r. znalazł się szpitalu z powodu dyzenterii, uniknął niewoli niemieckiej. Przedostał się do Lwowa. W 1940 r. rozpoczął pracę jako scenograf w tamtejszym Państwowym Teatrze Miniatur. Po wejściu Niemców do Lwowa ukrywał się. Od sierpnia 1942 r. miał dokumenty na nazwisko Zdzisław Kwaśniewski.
Jesienią 1942 r. wyjechał ze świeżo poślubioną Katarzyną Grzymalską do Radomia, gdzie mieszkali wówczas jego rodzice. "W 1945 roku przyjechał w poszukiwaniu pracy do Łodzi i natknął się na Jerzego Borejszę. On to powierzył mu redagowanie w Krakowie kolorowego magazynu" - napisał Janusz R. Kowalczyk.
Według Andrzeja Klominka - autora monografii "Życie w +Przekroju+" (1995) - prawidłowa odpowiedź na pytanie, "skąd się wziął w Krakowie Marian Eile, brzmi: z nieba". Z polecenia Borejszy przyleciał z Łodzi otwartym dwupłatowcem, wojskowym kukuruźnikiem. "Marian miał grypę z wysoką gorączką, w otwartym samolocie zmarzł na kość. Półprzytomny dotarł jakoś z lotniska do miasta i wtargnął do pierwszego gabinetu lekarskiego, którego tabliczkę zobaczył. Pan doktor - Marian wymieniał nazwisko znanego krakowskiego specjalisty - zaproponował mu rozpięcie spodni, tłumacząc łagodnie, że nie trzeba się wstydzić. Trafił bowiem do wenerologa" - napisał Klominek. "Tak się zaczął pobyt Eilego w Krakowie, gdzie, jak twierdził, wcześniej był tylko raz: jako podchorąży, wraz z delegacjami z całej Polski sypał na Sowińcu kopiec Piłsudskiego" - podkreślił Kowalczyk.
"Okazało się, że w Hotelu Francuskim, gdzie się zatrzymał, został właśnie postrzelony Jerzy Putrament - jakoby przez pijanego wojskowego (wersja poszkodowanego) czy też milicjanta, który gonił szabrownika (wersja Eilego). Raniony - nadzorca polityczny ilustrowanego tygodnika, wówczas zarazem naczelny redaktor krakowskiego +Dziennika Polskiego+ - nie mógł objąć patronatu nad nowym pismem, toteż ów magazyn Eile zaczął tworzyć sam. Pod jego kierunkiem +Przekrój+ stał się jednym z najciekawszych czasopism całego obozu socjalistycznego, kształtując powojenne pokolenie polskiej inteligencji" - podsumował Janusz R. Kowalczyk.
Magazyn ukazywał m.in. zachodnie zjawiska kulturalne oraz sztukę nowoczesną. W szczytowym okresie nakład "Przekroju" wynosił 700 tys. egzemplarzy. Na jego łamach Eile propagował współczesną plastykę i malarstwo, polski jazz w jego bohaterskim, niemal podziemnym okresie, podobnie jak i twórczość Piwnicy pod Baranami.
"Jeśli ktoś myśli, że Piwnica i Skrzynecki zostali od razu zauważeni i docenieni, to jest bardzo naiwny. A Marian dostrzegł Piwnicę natychmiast i natychmiast, już po pierwszym programie kabaretu, tym, którego współautorem był Leszek Kołakowski (a tak!), w "Przekroju" ukazał się wielki, entuzjastyczny materiał o Piwnicy. Kiedy czytałem w latach osiemdziesiątych w "Tygodniku Powszechnym" rozmowę z Piotrem Skrzyneckim, kanonizującą go ostatecznie (przepraszam, chciałem napisać: nobilitującą), przypomniałem sobie, że pierwszą dużą rozmowę ze Skrzyneckim wydrukował "Przekrój" trzydzieści lat wcześniej. Rozmówcą Piotra był młody, utalentowany polonista i krytyk pracujący w naszej redakcji - Jan Błoński" - napisał Andrzej Klominek.
W "Przekroju" znaleźli się m.in. Janina Ipohorska, Konstanty Ildefons Gałczyński, Sławomir Mrożek, Daniel Mróz, Leopold Tyrmand, Ludwik Jerzy Kern, Zbigniew Lengren, Barbara Hoff, Jerzy Waldorff, Kazimierz Wiśniak, Juliusz i Lucjan Kydryńscy. Twórcą koncepcji szaty graficznej i linii programowej "Przekroju" był sam naczelny. Był również pomysłodawcą i autorem wielu rubryk, m.in. "Myśli ludzi wielkich, średnich oraz psa Fafika" i "Czar czterech kółek".
"Wymyślił poszczególne rubryki, ich układ, całą szatę graficzną, był nie tylko świetnym redaktorem, ale i znakomitym artystą plastykiem - grafikiem i scenografem. Panował więc zarówno nad dziennikarsko-literacką stroną pisma, jak i nad estetyczno-artystyczną. Ponadto był niezwykle łapczywym człowiekiem na wszystko, co się dzieje w świecie, a zwłaszcza w sztuce. W polityce starał się orientować, skąd jaki wiatr wieje i na ile można sobie w tych warunkach pozwolić" - powiedział Januszowi R. Kowalczykowi Ludwik Jerzy Kern ("Rzeczpospolita", 1996).
Wraz z Janiną Ipohorską - "Janem Kamyczkiem" - pozyskiwał dla "Przekroju" najwybitniejszych prozaików, poetów, publicystów, na jego łamach popularyzował najnowszą literaturę i sztukę światową. Kształtował gusty i mody. Przekładał także literaturę francuską pod różnymi pseudonimami.
"Świetnie potrafił wycinać z tekstów niepotrzebne rzeczy. Autorzy +Przekroju+ opowiadali, że zawsze wyrzucał pierwszy akapit, twierdząc, że jest zbędny. Myślę, że sztuki redagowania nauczył się w +Wiadomościach Literackich+. To była przedwojenna szkoła, najlepsza z możliwych, której pozostał wierny przez całe swoje redaktorskie życie" - opowiadał Tomasz Potkaj Magdalenie Huzarskiej-Szumiec.
Razem z Janiną Ipohorską, Jerzym Waldorffem i Romanem Szydłowskim założył w 1946 roku w Krakowie kabaret Siedem Kotów, któremu teksty pisał Konstanty I. Gałczyński. Irena Kwiatkowska (1912-2011) zapamiętała, że to Marian Eile zaczął ją "lansować jako gwiazdę estrady, zanim jeszcze reżyserzy, publiczność i ona sama zdali sobie sprawę z tego, kim będzie".
Eile projektował scenografie dla scen krakowskich, a także teatrów w Łodzi, Tarnowie i Warszawie. W latach 1948-50 był wykładowcą w Studium Scenografii Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Krakowie - jego uczniami byli m.in. Józef Szajna i Daniel Mróz, ktorego pozyskał do "Przekroju" jako rysownika.
Rok po Marcu'68 wyjechał do Francji. "W Krakowie jest wielka draka z Marianem E., redaktorem i twórcą +Przekroju+ od lat dwudziestu pięciu. Przed pięciu miesiącami wyjechał do Paryża i nie wraca, pracuje w wieczorówce +France Soir+, gdzie rysuje codziennie cykl pod ogólnym tytułem: +Pens,e de Fafik+. Janka +Kamyczek+ w rozpaczy, bo jej zagranicę nie puścili, a to była para nierozłączna. Facet był uczulony na antysemityzm +oddolny+, którego podobno w Krakowie dużo. Poza tym, skoro 25 lat pracował wiernie i z zapałem, a w końcu +Przekrój+ wychował jakoś całe pokolenie, to mógł być przygotowany, że go kopną, wyrzucą, obsmarują w prasie - tak się u nas na ogół robi, to należy do państwowego bon tonu. Nie chciał emigrować do Izraela, zaczął nowe życie w inny sposób: był ambitny, ojca miał pułkownika, sam oficer rezerwy - wolał być Polakiem w Paryżu niż Żydem w Krakowie. Nieraz się z nim kłóciłem, ale lubiłem go - znów mi jeden ubył, cholera!" - zapisał 1 sierpnia 1969 r. Stefan Kisielewski w "Dziennikach".
"Wyszedł jubileuszowy numer +Przekroju+ na 25-lecie. Wiele w nim wspomnień, lecz o Eilem ani słowa - po prostu nie istniał. Przekonanie, że człowieka niewygodnego można wytrzeć jak gumą i nikt tego nie zauważy, choć przez 25 lat czytało się jego nazwisko w nagłówku pisma, jest przekonaniem bardzo faszystowskim i bardzo materialistycznym" - dopisał Kisiel 20 kwietnia 1970 roku.
Sześć miesięcy później Marian Eile wrócił do Polski. Od 1974 r. współpracował z satyrycznymi "Szpilkami", gdzie redagował rubrykę "Franciszek i inni".
Zmarł 2 grudnia 1984 r. w Krakowie. Pochowano go na Cmentarzu Rakowickim.
"Eile nie był politykiem. Sam mi wyznał swego czasu, że stara się oddawać +co cesarskie+ - na okładce i na paru pierwszych szpaltach okładki wewnętrznej. Dalej stara się po prostu +robić pismo+ W późnych latach sześćdziesiątych zwykle +robienie pisma+ wymagało coraz bardziej akrobatycznych talentów i Eile, właściwie wcześniej niż musiał, pismo owo utracił. Interesuje mnie jednak jeszcze jedna rzecz: Eile odszedł, ale przecież firma została. +Przekrój+ mógł, teoretycznie rzecz biorąc, jako tako funkcjonować nadal. Tymczasem tygodnik całkowicie zmurszał. Dlaczego tak się stało? Stało się tak mianowicie dlatego, że +Przekrój+ utłukła telewizja! Dział rozrywkowy telewizji, zwłaszcza w latach siedemdziesiątych, całkowicie przejął, a następnie strywializował przekrojową koncepcję salonu" - oceniła Agnieszka Osiecka, ("Szpetni czterdziestoletni",1985).
"Nie bierz życia zbyt serio. I tak z tej historii nie wyjdziesz żywy" - napisał Marian Eile podszywając się pod greckiego filozofa Makaryna z Cedetu.
Paweł Tomczyk (PAP)
Kto wie, czy nie jest to jedna z najlepszych ekranizacji prozy Jane Austen w dziejach.
Nadal utrzymuje silną pozycję. Natomiast w innych krajach sprawa wygląda już inaczej.