- Jakiś głos mi mówił, że tym światłem jest Jezus Chrystus - wyznał lata temu Tomek Budzyński w rozmowie z Marcinem Jakimowiczem.
Marcin Jakimowicz: Dlaczego poszedłeś za Jezusem? Z punktu widzenia tak modnego dziś marketingu wypada On najsłabiej. Atena spektakularnie wyskakuje z głowy Zeusa, Światowid ciska piorunami, Wisznu przedstawiany jest jako pan śmierci z czaszkami wokół głowy. A Jezus na kolanach myje stopy uczniów… Świat twierdzi przez cały czas, że przegrał.
Tomek Budzyński: To jest tak, że Jezus mnie woła, a na Jego głos nie sposób nie odpowiedzieć. To tak, jakby wołała cię najukochańsza i naj piękniejsza osoba. Człowiek wymięka totalnie. U mnie wyglą dało to tak, że w czasie koncertów promujących płytę „Legenda”, która zawiera elementy gnozy chrześcijańskiej, w czasie śpiewania niektórych piosenek zaczęły się ze mną dziać dziwne rzeczy. Pan Bóg zaczął robić mi niespodzianki. Pamiętam, że działo się to przy śpiewaniu piosenek: „Podróż na Wschód” i „Przebłysk”. Podczas śpiewania zacząłem doznawać dziwnych stanów, nazwałbym je stanami mistycznymi, bo nie znam innego słowa, które by je wiernie oddało. Były to stany takiej duchowej przyjemności i zachwytu. I miałem taki głos w sercu, że gdy śpiewam „Podróż na Wschód”, to tym wschodem jest Jezus. Takie miałem poznanie. Albo kiedy śpiewałem: „Światło świeć, Światło prowadź mnie”, jakiś głos mi mówił, że tym światłem jest Jezus Chrystus.
A nie napisałeś tej piosenki o Jezusie? Znam takich, którzy modlą się jej słowami…
Posłuchaj, ja pisząc tę piosenkę, myślałem o Jezusie, ale nie napisałem tego dosłownie, bo wstydziłem się, stchórzyłem, nie byłem jeszcze gotów, aby powiedzieć to wszystkim. To było dla mnie. A tu nagle na tych koncertach tak jakby ktoś mówił, żebym ja to powiedział. Nie „światło”, tylko „Jezus”. Byłem wtedy absolutnie pewien, że ten stan, który mnie ogarniał, jest od Niego, że śpiewam piosenkę o Jezusie. Ten „wschód” to jest Jezus, „światło” to Jezus – „Światło ze Wschodu”. I byłem tak wzruszony, że płakałem. Tu wiesz: tłumy, huk, czad, a mi leją się z oczu łzy. Odwracałem się jakoś, żeby nie widzieli, bo to wiesz – wielki idol rockowy. Wstyd. Przeżywałem jedne z najpiękniejszych momentów w moim życiu i powiem ci, że zacząłem pragnąć, żeby te sytuacje się powtarzały. A tu nie, Pan Bóg kiedy chciał, to robił. Myślę: O! Dzisiaj pewnie zdarzy mi się coś takiego. A tu nic. Dokonywała się we mnie taka wewnętrzna przemiana.
Wszystko zaczęło się od emocji?
Tak. Bóg dobrał się najpierw do moich emocji, dopiero później przyszedł czas na rozum i serce. Pomyślałem sobie, że skoro śpiewam piosenki o Jezusie, to odważę się i zmienię tekst. Będę śpiewał: „Niech cię strzeże, niech cię wspiera Jezus Chrystus”, a nie „Światło”, jak śpiewałem dotychczas. I zmieniłem tekst. Na jednym z koncertów – w Łodzi – zaśpiewałem: „Jezus Chrystus”. A tu nagle okazało się, że założce, która przyszła na ten koncert, to się nie spodobało. Zebrali się pod sceną i zaczęli krzyczeć: „Jezus ch…”, zaczęli na mnie pluć (nigdy wcześniej mi się to nie zdarzało), tego typu rzeczy. Dla mnie był to ogromny szok. Cały problem polegał na tym, że ja myślałem, że wystarczy wypowiedzieć to publicznie i sprawa załatwiona. Myślałem, że wszyscy to przyjmą, że wszystkim się to będzie podobać. A tu okazało się, że moje słowa spowodowały taką potężną agresję.
Miałeś świadomość, od kogo ona pochodziła? Czy czułeś, że to agresja szatana, który zaczyna „mieszać”?
Oczywiście, że tak.
Nie byłeś więc zaskoczony…
Byłem bardzo zaskoczony! Wiedziałem, że to szatan, ale moja wiara była jeszcze bardzo słaba. Oni mi straszliwie ubliżali, byłem cały opluty. Ktoś krzyczał, że Jezus to jest ch…, a mnie nagle coś tknęło i po raz pierwszy powiedziałem na głos: „Człowieku! Jezus Chrystus jest Panem!” Powiedziałem to po raz pierwszy w życiu.
*
Powyższy tekst jest fragmentem książki "Radykalni" - to nowe wydanie kultowego bestsellera Marcina Jakimowicza, które powraca prawie po trzech dekadach. Wydawca: Księgarnia św. Jacka / Instytut Gość Media
Ten obraz wyraźnie składa się z dwóch scen. Przyjrzyjmy się najpierw tej z lewej strony.
Wkrótce w kinach film o historii dominikańskiego duszpasterstwa akademickiego.
Leon XIV przekazał swe błogosławieństwo dla uczestników i organizatorów festiwalu.