W grudniowym numerze miesięcznika „Film” Elżbieta Ciapara postanowiła wziąć pod lupę tzw. antyfanów, którzy - najczęściej w internecie - wyżywają się na nielubianych gwiazdach, filmach i serialach.
Antyfanizm nie jest zjawiskiem nowym. Pojawił się pod koniec XIX wieku wśród angielskich kibiców piłkarskich, a z czasem zaczął „niechlubnie inspirować” wielbicieli innych rozrywek.
Kinowi antyfani dzielą się m.in. na tych, którzy krytykują dany film, bez oglądania go oraz na tych, którzy w masochistyczny sposób zaliczają seansy „żeby torturować się świadomością, jak bardzo jest zły” – czytamy „Filmie”.
Teoretycznie ich działalność powinna szkodzić produkcjom, które atakują. Bywa jednak i tak, że tego typu nagonki nakręcają zainteresowanie znienawidzonymi przez nich filmami i książkami. Tak było chociażby w przypadku „Kodu da Vinci”.
„Znawcy tematu przewidują, że PR zacznie wykorzystywać zjawisko antyfanizmu tak, jak teraz często korzysta z pomocy fanów. Tym bardziej, że to nie nowy pomysł. ‘Jeszcze w XIX wieku wydawcy zatrudniali krytyków do chlastania książek, by w ten sposób rozkręcić zainteresowanie wśród czytelników. Podobnie postępowali producenci przedstawień teatralnych, by napędzić publiczność’” – mówi zapytany przez dziennikarkę profesor Wojciech Burszta.
Więcej o antyfanach, najgorszym reżyserze świata i prawdziwej eksplozji antyfanizmu w Korei Południowej w grudniowym numerze miesięcznika „Film”.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.