Czy trzeba będzie płacić autorom tantiemy za książki wypożyczane w bibliotekach?
Public Lending Right to prawo twórców do otrzymywania wynagrodzenia z tytułu darmowego wypożyczania ich dzieł przez instytucje publiczne. Regulacje tych kwestii weszły do prawa Unii Europejskiej w 1992 roku. W 2006 Unia uaktualniła treść dyrektywy. Nakazuje ona, by autorzy książek, filmów i innych dzieł (wedle uznania państw członkowskich) chronionych prawem autorskim mogli otrzymywać wynagrodzenie za ich wypożyczanie z bibliotek - czytamy w dzisiejszej "Rzeczpospolitej".
Polska dyrektywę wdrożyła w 2000 roku, ale opłat nie wprowadzono. Nie znowelizowana pozostała ustawa o prawie autorskim, która w art. 28 mówi, że wszystkie biblioteki, archiwa i szkoły mogą usdostępniać książki nieodpłatnie.
„Rzeczpospolita” pisze, że Polsce może grozić za niewdrożenie dyrektywy proces przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości i spore kary finansowe.
Tymczasem jest cała masa znaków zapytania związana z ewentualnym wprowadzeniem w życie tych przepisów.
Stowarzyszenie Autorów i Wydawców wymienia najważniejsze.
Przede wszystkim powstaje pytanie, które instytucje miałyby być objęte tym prawem i ewentualnie płacić za wypożyczanie książek. Wydaje się, że przynajmniej biblioteki szkolne musiałyby być zwolnione z tego obowiązku.
Kto tak naprawdę byłby uprawniony do otrzymywania wynagrodzenia? Przecież nad jedną książką nie pracuje tylko i wyłącznie jedna osoba. Obecnie najczęściej uprawnieni do otrzymywania wynagrodzeń są autorzy, tłumacze, ilustratorzy, fotograficy. Rzadziej wydawcy.
Najpoważniejszym problemem, jak się wydaje, jest sposób obliczania należności z tytułu wypożyczania książek. Wymagałoby to po pierwsze wprowadzenia dokładniejszego systemu monitorowania wypożyczeń. Większe biblioteki są dzisiaj skomputeryzowane, ale co z tymi mniejszymi np. bibliotekami osiedlowymi?
Poza tym pytanie brzmi, co miałoby być podstawą do naliczania opłat. W Danii podstawą jest liczba egzemplarzy posiadanych przez bibliotekę. Wówczas jednak istniałoby niebezpieczeństwo, że biblioteki musiałyby ograniczać księgozbiory, poprzez usuwanie z katalogów tych pozycji, które nie cieszą się zainteresowaniem czytelników – dzieli się z nami wątpliwościami dyrektor Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Krakowie Jerzy Woźniakiewicz.
Pytanie jest zasadne, bo nietrudno się domyślić, co by zostało w bibliotekach, gdyby i tam wkradła się komercjalizacja. Zwyczajnie nie opłacalne byłoby trzymanie książek „mało chodliwych”. Tych, które interesują bardzo wąskie grono odbiorców, hobbystów, specjalistów. Takich książek i tak już jest przecież mało.
Inaczej liczy się należności w Belgii. Tam biblioteki płacą kwoty zależnie od liczby zarejestrowanych użytkowników.
Zasadniczym pytaniem jest kwestia, kto faktycznie miałby płacić autorom. Dyrektor Woźniakiewicz przypomina, że przecież biblioteki z zasady są instytucjami, którym nie wolno ze swojej działalności czerpać korzyści. Biblioteki nie mogą zarabiać. Skąd więc miałyby brać pieniądze na te opłaty? Obciążenie czytelników jest niedopuszczalne – zapewnia Jerzy Woźniakiewicz.
Dotacje państwowe i tak są co rusz ograniczane. Gdyby jeszcze państwo obciążyć opłatami na rzecz autorów – co i tak byłoby chyba najrozsądniejszym rozwiązaniem – mogłoby to się negatywnie odbić na wysokości środków przekazywanych bibliotekom.
Wreszcie pozostaje pytanie, kto miałby zarządzać tymi funduszami. Kolejne wątpliwość, która rodzi się przy tej okazji, jest taka, ile organ zarządzający by tych pieniędzy „przejadł”, a ile faktycznie trafiłoby do twórców.
Co robi Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego w sprawie kontrowersyjnej dyrektywy, która od 12 lat nie jest w Polsce wdrożona? Jeszcze czekamy na informację w tej sprawie.
Ochrona praw twórców i konieczność płacenia im przez biblioteki jest kolejnym punktem zapalnym związanym z ratyfikacją przez Polskę umowy ACTA.
Niedawno Jacek Żakowski pisał:
„Z dumą oglądam karty biblioteczne moich książek, gdy są pełne wpisów o wypożyczeniu, chociaż nie mam z tego ani grosza. Tym twórca szukający kontaktu z odbiorcą różni się od szukającego wyłącznie zarobku właściciela praw intelektualnych”.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.