Problemy z wycinanką. Polskie firmy wykorzystują dzieła twórczyń ludowych, nie pytając ich o zgodę. Artystki boją się, że za chwilę tak samo będą postępować Chińczycy.
Palec sprawiedliwości
Ostatnio łowickie twórczynie znajdują swoje prace na kubkach, koszulkach czy magnesach na lodówkę. Szczytem było, jak Henryka Lus znalazła swoje koguty na medalu wybitym przez Mennicę Polską na okoliczność polskiej prezydencji w Unii Europejskiej. Nikt jej nie pytał, czy może wykorzystać jej twórczość.
Pani Henryka napisała pismo do Mennicy z żądaniem rekompensaty finansowej za wykorzystane dzieło. Podkreśla, że tu nie chodzi o pieniądze, ale zwykłą uczciwość, tym bardziej ze strony instytucji państwowej. W odpowiedzi wycinankarka otrzymała pismo, w którym prezes Zarządu Mennicy Polskiej Tadeusz Steckiewicz pisze: „Podczas procesu twórczego autorka projektu medalu posługiwała się ogólnodostępnymi informacjami zawartymi w Internecie. Inspirację czerpała ze zdjęć z wielu stron internetowych, przy czym podkreślić należy, iż wzór wycinanki, na którym opierała się autorka projektu, na żadnym ze zdjęć opublikowanym w Internecie nie był w żaden sposób oznaczony co do tożsamości, ani też nie była podana nazwa jego twórcy bądź twórców, co w sposób ewidentny wskazuje na anonimowość wycinanki”.
Prezes Steckiewicz powołuje się także na ustawę z 4 lutego 1994 roku o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Z zawiłością tłumaczy: „Zgodnie z ww. Ustawą przedmiotem prawa autorskiego jest utwór, będący niematerialnym dobrem prawnym, który zdecydowanie należy odróżnić od przedmiotu materialnego, na którym to dobro prawne jest utrwalone”.
Okradana czuje się także Grażyna Gładka. Jej wycinanki z motywami wsi znalazły się na magnesach produkowanych przez jedną z polskich firm. W październiki 2011 pani Grażyna skontaktowała się z firmą i usłyszała, że pod Łowiczem to w każdym domu takie wycinanki powstają i nie powinna mieć pretensji.
Twórczynie boją się, że za chwilę będą kupowały od Chińczyków swoje wycinanki, które zaleją rynek pamiątkarski. Ale są też tacy, co pytają o zgodę. Do Marianny Madanowskiej zgłosiła się firma jubilerska, którą zachwyciły prace artystki i ustaliła z nią warunki współpracy. Tak samo było z projektantką z Wiednia, która chciała wykorzystać wzory pani Marii. Wszystko zgodnie z prawem.
Henryka Lus i Grażyna Gładka wiedzą, że prawo jest zawiłe i dlatego zdecydowały się oddać sprawę kancelarii adwokackiej w Łodzi. Sprawa jest w toku. Na razie strony będą próbowały porozumieć się, ale jeśli do porozumienia nie dojdzie, spotkają się w sądzie. Okaże się w najbliższych miesiącach, czy łowickie koguty będą miały prawną ochronę.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.