Problemy z wycinanką. Polskie firmy wykorzystują dzieła twórczyń ludowych, nie pytając ich o zgodę. Artystki boją się, że za chwilę tak samo będą postępować Chińczycy.
Marcin Wójcik/GN
Maria Stachnal
Artystka jest jedną z najbardziej znanych wycinankarek łowickich
Wycinankarki łowickie już wiedzą co czuje ofiara plagiatu. W tym przypadku chodzi o przywłaszczenie kogutów, koni, pawi, zagród, czyli tego wszystkiego, co może znaleźć się na wycinance łowickiej. Ale najważniejsza pozostaje technika wycinania, kierunek w którym podąży ręka tnąca kolorowy papier, koniecznie nożycami do strzyżenia owiec.
Ręka Henryki Lus
W Błędowie łąk nie brakowało, a na nich rozmaitych kwiatów w bogatej palecie kolorów. W czasach kiedy jeszcze nikt nie przypuszczał, że Bzurą pójdzie na Warszawę Niemiec, wycinankę zdobiono suszonymi kwiatami. Gospodynie, pasąc krowy, miały czas, by nazbierać do koszyka stokrotek, maków, chabrów. Suszyły je później na piecach i w sieniach, po to, aby w długie zimowe wieczory zająć się wyklejaniem. Tak więc przed wojną łowicki kogut pachniał chabrami, makami i stokrotkami. Cały był naturalny jak naturalne było zamiłowanie do prac plastycznych na wsi. Później kwiaty zastąpił kolorowy papier.
Henryka Lus, która w dzieciństwie mieszkała w Błędowie, pamięta, jak jej ciotki i mama w każdej wolnej chwili wycinały papierowe koguty. Z czasem zaangażowała się również Henryka. Zajęła nawet drugie miejsce w konkursie na wycinankę organizowaną w powiecie. Miała wtedy 17 lat i wiedziała już co chce w życiu robić. Rok później zatrudniła się w Sztuce Łowickiej, gdzie przepracowała prawie 40 lat. Robiła na zamówienie rozmaite wycinanki, które sprzedawane były w Polsce i za granicą. Była na kiermaszach we Francji, Szwecji, Niemczach. Z zachwytem Europa patrzyła na sztukę operowania skrawkiem papieru i nożycami do strzyżenia owiec. Sztukę wyssaną z mlekiem matki, dziedziczoną z pokolenia na pokolenie, która najlepiej miała się nie na salonach, ale pod strzechą.
Dzisiaj Henryka jest na emeryturze i nadal robi wycinanki. Używa tych samych nożyc co gospodynie w wieku XIX i na początku XX. Są to toporne nożyce zrobione przez kowala. Ostatnie, jakie ma. Kilka wcześniejszych już się zdarło od ostrzenia. Kiedy i one przestaną służyć, Henryka przestanie robić wycinanki.
Ręka Grażyny Gładkiej
W czerwcu 2004 roku została uznana za najlepszą polską wycinankarkę. Werdykt został ogłoszony na Przeglądzie Polskiej Wycinanki w Ostrołęce. Prace Grażyny Gładkiej z Zabostowa Dużego to często historie z życia łowickiej wsi: sianokosy, żniwa, wesele. Największe dzieło, jakie wyszło spod jej nożyczek, powstało na zamówienie galerii w Skierniewicach i ma 75£75 cm. Wycinankarka odziedziczyła talent i pasję po matce i stara się teraz przekazać tradycję swoim dzieciom.
Pani Grażyna często wyjeżdża za granicę na zaproszenie organizatorów warsztatów ludowych. W zeszłym roku była w Sztokholmie razem z hafciarką Marianną Madanowską z Kocierzewa Południowego. Twórczynie uczyły swojego fachu Szwedów, w tym również Polonię. Poza tym Grażyna Gładka często wyjeżdża w Polskę na rozmaite konkursy festiwale, pokazy. Zapraszana jest do programów telewizyjnych poświęconych sztuce ludowej.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...