Na Broadwayu grana była bez przerwy przez trzy lata, a do kasy biletowej ustawiały się długie kolejki. Najnowsza premiera warszawskiego teatru „Studio”w reżyserii Grzegorza Brala nawiązuje do najlepszych tradycji dramatu amerykańskiego.
Bolesny obraz życia rodziny, która przez wiele lat nie jest w stanie zapomnieć o wzajemnych krzywdach, a jej niezabliźnione rany wciąż jątrzą, przypomina świat znany ze sztuk Eugene O’Neilla czy Arthura Millera. Ta dotkliwa wiwisekcja, niewygodne zwierciadło, została w pewnym momencie odrzucona przez na pozór wyzwolonego z poczucia winy widza. I tym samym przez teatr. Okazało się jednak, że taki gorzki rachunek sumienia może być drogą do samooczyszczenia, stąd ogromne powodzenie sztuki Tracy’ego Lettsa „Sierpień”. Nagroda Pulitzera za tekst, potem triumfalny korowód przez teatry Ameryki i Europy, aż po polską scenę. By jednak nadać odpowiednią rangę tym rodzinnym konfliktom, by nie brzmiały banalnie jak w mieszczańskim dramacie, teatr musi nie tylko z ogromnym wyczuciem podejść do realizacji scenicznej, ale też skompletować obsadę z najwyższej aktorskiej półki. Tak się też stało za sprawą inscenizacji Grzegorza Brala.
Obraz trzypokoleniowej rodziny Westonów – tyleż tragiczny, co odrażający – odsłania przez lata skrywane tajemnice. Jej przedstawiciele poddani są konfrontacji w momencie szczególnym: przyczyną niezaplanowanego rodzinnego zjazdu jest samobójcza śmierć ojca. Jego pogrzeb i tradycyjna stypa to okazja do odkrycia bolesnych skrzepów.
Bohaterki sztuki, od najstarszej przedstawicielki rodu, uzależnionej od leków matki, przez trzy wykształcone córki, aż po najmłodszą latorośl – to osoby, które przegrały życie. Choć trudno po latach dogrzebać się przyczyn ich klęski, trudno znaleźć winnych ich wewnętrznego rozbicia. Ani wykrzykiwane histerycznie pretensje, ani próby pojednania niczego nie są w stanie zmienić. Choć gdzieś przecież na dnie tliła się miłość, dziś wygasła albo jest jedynie skrywana. Zastąpiła ją agresja, próba dominacji i demonstracja siły.
Co chwila w bezładnych wybuchach gniewu, w wylewanych strumieniach żalu rodzi się nadzieja na katharsis. Ale może na oczyszczenie jest już za późno? Czy nie dlatego pożegnał się z życiem ojciec, że świat wartości, któremu był wierny, nie przystawał do piekła, jakie stało się udziałem jego najbliższych?
Aktorstwo najwyższej próby prezentują zarówno Teresa Budzisz-Krzyżanowska w roli matki, jak i obecny jedynie na ekranie Jerzy Trela. Ewa Błaszczyk, Edyta Jungowska, Wojciech Zieliński i zaskakująca w nowym wizerunku aktorskim Joanna Trzepiecińska to klasa sama w sobie. Nie sposób też pominąć zagadkowej postaci Indianki w powściągliwej interpretacji Moniki Obary. Słowem na tym poruszającym spektaklu w teatrze Studio nie zabraknie widzom wrażeń zarówno emocjonalnych, jak i artystycznych.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...