…czyli powrót do źródeł cywilizacji.
„W dobie komputerów, internetu, projekcji multimedialnych, gdy niemal każda informację znaleźć można nie ruszając się z domu, coraz większą wartość mają miejsca, które działają na wyobraźnię i zmysły i pozwalają na bezpośredni kontakt z historią i kulturą” – czytam w wyjaśnieniu wydrukowanym na laserowej drukarce i wręczonym mi razem z innymi materiałami promocyjnymi podczas otwarcia repliki średniowiecznego skryptorium w Tyńcu. Brzmi jak reklamowy slogan. Przynajmniej dla kogoś, kogo skrzynka mailowa zasypywane jest wieloma podobnymi informacjami. Każdy pisze, że to co robi jest jedyne w swoim rodzaju i wyjątkowe. Wydana przezeń książka, inicjatywa, którą popiera, oferowane usługi albo sprzedawany towar. Co w pomyśle odtworzenia średniowiecznego skryptorium może być interesującego?
Zrodzona po części z zachwytu nad teoriopoznawczym sporem o uniwersalia, a po części z lektury „Imienia róży” Umberto Eco dawna fascynacja średniowieczem każe tym razem się przełamać. Tyniec nie jest daleko. Dzwonię. Tak, będę. Z żoną. Do zobaczenia na otwarciu.
Opactwo. Stare mury. „Niestety, w wyniku różnych wydarzeń historycznych, po kasacie klasztoru w XIX wieku, który przez ponad 100 lat był ruiną, na miejscu nie zachowała się historyczna biblioteka oraz rękopisy. Jednak, dzięki ogromnemu wkładowi pracy mnichów, klasztor wrócił do dawnej świetności” – czytam w materiałach. Dla mnie ważniejsze jednak jest chyba co innego. Uśmiechnięci bracia. Jeden życzliwie kierujący nas we właściwe drzwi, drugi witający u wejścia. I ojciec opat. Skromnie stojący i rozmawiający z przybyłymi. Jak prawdziwy, dobry gospodarz.
A potem, po krótkich przemówieniach i podziękowaniach wszystkim, którzy przyczynili się do realizacji pomysłu, wejście do skryptorium. Niewielkie, ale jasne pomieszczenie. Pulpity po obu stronach. Gęsie pióra, nożyki do ich ostrzenia, kałamarze z krowich rogów. A w szafce, w szklanych naczyniach, kolorowe chemikalia. To dla iluminatorów. Żeby to, co narysują cieszyło oko barwą. „Praktyczne zajęcia prowadzone w takiej przestrzeni stanowić będą bardzo atrakcyjną formę przekazu dla wszystkich grup wiekowych od najmłodszych dzieci do seniorów” – czytam dalej. „Przede wszystkim zaś będą bezcenną pomocą dla nauczycieli historii, języka polskiego i wiedzy o kulturze w przybliżaniu dzieciom historii książki i kultury średniowiecza. Uczestnicy zajęć będą mogli poczuć się jak średniowieczni skrybowie, pracując przy wiernie odtworzonych pulpitach z akcesoriami, których używał dawniej skryba lub iluminator”.
Po co to wszystko? „Uczeń, który gęsim piórem spróbuje samodzielnie przepisać fragment tekstu może życzliwiej spojrzy na słowo pisane, coraz mniej doceniane. Nie bez znaczenia jest również manualny charakter zajęć (…) gdyż obecnie zwraca się uwagę na problem «wtórnego analfabetyzmu»; poprzez coraz rzadsze używanie długopisu czy kredki najmłodsze pokolenie ma coraz częściej problemy z pisaniem”. Zastanawiam się kiedy ja miałem ostatni raz długopis w ręce po coś więcej, niż żeby się podpisać. Prawda, dziś rano podczas redakcyjnego kolegium. Ale gdyby badacze z przyszłych pokoleń chcieli przeczytać co nabazgrałem, mieliby poważne kłopoty. Szybkie notowanie na studiach sprawiło, że moje pismo jest dziś mało czytelne. Tak, są komputery. Ale co zostanie z tego co napisałem, jeśli ludzkość z powodu jakiegoś kataklizmu zapomni, jak wytwarzać prąd?
Skryptorium. Na początku średniowiecza, gdy świat wokół ginął w pożodze zmieniających się czasów, bezimienni mnisi ocalili ślady dawnej myśli cierpliwie przepisując najbardziej wartościowe księgi. W dobie kserokopiarek myśl stała się towarem. Jak worek buraków, paczka chusteczek higienicznych albo trampki. Dla innych, dzięki mediom odpowiednio spreparowana, jest narzędziem walki o rząd dusz. Czy jeszcze kiedyś odzyska należną jej pozycję budowniczej cywilizacji?
Więcej informacji o skryptorium można znaleźć na stronie benedyktynów z Tyńca
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.