Fragment książki Musaba Hasana Jusufa "Syn Hamasu".
Dwa miesiące po moim powrocie z więzienia zadzwonił telefon.
– Gratulacje – powiedział ktoś po arabsku.
Rozpoznałem akcent. Dzwonił oficer Szin Bet, kapitan Loai.
– Chciałbym się z tobą zobaczyć – powiedział Loai. – Nie mogę zbyt długo rozmawiać przez telefon. Spotkamy się?
– Oczywiście.
Podał mi numer telefonu, hasło i udzielił kilku wskazówek. Czułem się jak prawdziwy szpieg. Miałem się udać w wyznaczone miejsce, a następnie zatelefonować.
Zastosowałem się do instrukcji, a kiedy zadzwoniłem, powiedziano mi, co mam robić dalej. Szedłem kilkanaście minut, aż podjechał jakiś samochód i zatrzymał się koło mnie. Zostałem zaproszony do środka, przeszukano mnie i kazano mi położyć się na podłodze pod kocem.
Jechaliśmy około godziny, nikt się w tym czasie nie odzywał. W końcu zatrzymaliśmy się w garażu w prywatnym domu. Cieszyłem się, że nie jest to kolejna baza wojskowa ani areszt śledczy. Zaraz po przybyciu na miejsce przeszukano mnie ponownie, tym razem znacznie dokładniej, i zaprowadzono mnie do gustownie urządzonego salonu. Loai nie kazał na siebie zbyt długo czekać. Na przywitanie podał mi dłoń, a następnie uścisnął mnie jak przyjaciela.
– Jak się masz? Jak było w więzieniu?
Odpowiedziałem, że mam się dobrze, a pobytu w więzieniu nie wspominam najlepiej, zwłaszcza że miałem tam być o wiele krócej.
– Przepraszam, ale to było konieczne dla twojego bezpieczeństwa.
Zastanawiałem się, czy Loai wie o mojej rozmowie z członkami madżid, w której zdradziłem, że zamierzam zostać podwójnym agentem. Uznałem, że lepiej będzie, jeśli od razu się przyznam.
– Niech pan posłucha – zacząłem – w Megiddo przywódcy Hamasu torturowali więźniów. Nie miałem wyboru, musiałem się przyznać, że zgodziłem się z wami współpracować. Bałem się. Nie ostrzegliście mnie przed tym, co mnie tam czeka. Nie wiedziałem, że będę musiał mieć się na baczności przed własnymi rodakami. Umierałem ze strachu. Powiedziałem im, że mam zamiar zostać podwójnym agentem i że chcę was pozabijać.
Loai był zaskoczony, ale nie gniewał się. Agenci Szin Bet nie popierali tortur w więzieniu, z pewnością jednak o nich wiedzieli. Loai rozumiał zatem, że miałem się czego obawiać.
Zawołał swojego przełożonego, żeby wszystko mu powtórzyć. I – może dlatego, że tak trudno było Izraelowi zwerbować członka Hamasu, a może dlatego, że jako syn szajcha Hasana Jusufa byłem szczególnie cenną zdobyczą – przeszli nad tym do porządku dziennego.
Izraelczycy byli zupełnie inni, niż się spodziewałem.
Loai wręczył mi kilkaset dolarów, żebym kupił sobie coś do ubrania, zadbał o siebie i trochę się rozerwał.
– Będziemy w kontakcie – rzucił na koniec.
Co? Żadnego tajnego zadania? Żadnej książki szyfrów? Broni? Tylko zwitek banknotów i uścisk na pożegnanie? O co tu chodzi?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.