Właściwie nie bardzo wiadomo, kto kogo tworzy – czy góry górali, czy górale góry.
Ta twórczość jest wzajemna. W każdym razie przesycenie gór poezją jest sprawą górali. Góry bez tej poezji byłyby nieme. ( Spotkanie, str. 17)
W młodości mój stosunek do gór był typowo góralski: Tatry są po to, żeby je podziwiać, ale nie po to, żeby się w nie pchać. Moje łażenie po Tatrach zaczęło się stosunkowo późno, chyba dopiero w czasie studiów. Wcześniej po wojnie byłem w Dolinie Kościeliskiej, na Kasprowym, na Giewoncie, ale były to wycieczki grupowe i nie wynikające z wewnętrznej potrzeby. Dopiero po wielu latach chodzenia po górach i bycia w nich zrodziła się we mnie pewna filozofia przestrzeni. Dostrzegłem, że poprzez przestrzeń wyraża się idea wolności człowieka. Myśl tę można wyrazić prosto: jaka jest twoja przestrzeń, taka jest twoja wolność. (Spotkanie, str. 15)
Wspinał się pan kiedy po Tatrach? Człowiek wisi na ścianie, wyciąga rękę, która szuka uchwytu, i cały jest w tym uchwycie. Człowiek jest tym, ku czemu sięga jego serce. Człowiek nie jest już tym, od czego odrywa się jego stopa. Ten czujny ruch w górę – to jest właśnie etos człowieka. (Pracujemy w sercu kultury)
Jednak jest też w tej przestrzeni coś, co ogranicza i zawsze mnie jakoś ograniczało. Widoki gór były tak piękne, że nie miałem ochoty porównywać ich piękna rzeczywistego z pięknem malowanym, chodząc po muzeach. Zawsze się śmiałem z moich młodych kolegów artystów, którzy zachwycali się malarstwem, że na pewno nie widzieli Kiczory w zimie. Podczas moich wypadów w Alpy austriackie czy włoskie porównywanie między przestrzenią podhalańską a alpejską zawsze wypadało na niekorzyść tej drugiej. Czegoś mi tam brakowało. (Spotkanie, str. 15–16)
[Alpy] są jak spod odkurzacza. Ni ma śmieci! A jak na szczycie Rysów zobaczy się konserwę, to od razu wiadomo, że to jest Polska. (...) Kiedyś spaliśmy w Tatrach, w Dolinie Jaworowej, pod taką skałą, koło której była kupa pudełek i konserw. Rano przyszły kozice i jedna trąciła puszkę po konserwie, i wszystko posypało się w dół ze strasznym łomotem. Myśmy się przestraszyli, zerwali i przy okazji nabiłem sobie wielkiego guza, bo tam było bardzo ciasno. Ale wtedy zrozumiałem: tak, to jest to! Oto Polska właśnie: kozica wśród konserw! (Spotkanie, str. 73)
Wydawnictwo Znak Byliśmy na wspinaczce w Tatrach i spaliśmy w Dolinie Litworowej. Jest tam taki potężny głaz: wepchaliśmy się z kolegą pod ten głaz w śpiworach, a jacyś turyści polscy, przechodząc tamtędy (bo to jest po słowackiej stronie) i widząc, jak my się wpychamy pod ten kamień, mówią: „Ooo, tak w grobowcu...”. I mnie ten „grobowiec” jakoś tak utkwił w głowie, i mam sen: śni mi się, że jestem w kostnicy pomiędzy nieboszczykami. Chcę wyjść z tej kostnicy i wtedy jeden z nieboszczyków łapie mnie za nogę i mówi: „Ten będzie dzisiaj nasz”. Tośmy zwinęli te wszystkie liny i haki i wróciliśmy do domu. No bo ja niby nie jestem przesądny, ale mógłbym być... (Teologia humoru)
***
Powyższy tekst jest fragmentem książki Alfabet Tischnera, która właśnie ukazała się nakładem wydawnictwa Znak. Tytuł artykułu pochodzi od redakcji.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...