Zamiast żywych aktorów-lalki. Teatr Marko to propozycja nie tylko dla dzieci
Kolejne przedstawienie białogardzkiego teatru lalek Marko okazało się sukcesem. W ciągu trzech dni „Baśnie z 1001 nocy” obejrzało ponad 1800 widzów.
Marek Kopczyński pomysłodawca przedsięwzięcia ma pełne ręce roboty. Bo ledwie zakończy jedną produkcję już myśli nad kolejną. Przygotowania do jednej sztuki to pół roku wytężonej pracy. - Myślę nad tym jak ma wyglądać całość, jak nazywać się będą lalki. Robię szkice, piszę scenariusz i komponuje muzykę, która ma wpadać w ucho, żeby dzieci mogły szybko nauczyć się słów i śpiewać razem z aktorami – wyjaśnia.
Teatr ma za zadanie nie tylko rozbawić, ale także edukować. - Wiem, co chcemy pokazać dzieciom. W czasie wyprawy do Indii, najmłodsi poznali Taj Mahal, a z Chin wynieśli wiedzę o kulturze – dodaje artysta. Pracownia pana Marka to zbiór ponad 100 ręcznie wykonanych lalek. Z twarzami wyrzeźbionymi w specjalnej piance i ręcznie uszytymi strojami. – Bo lalka ma wielką moc: może rozśmieszyć albo przestraszyć, ale zawsze zostaje w pamięci – mówi pan Kopczyński.
Żeby projekt miał szanse powodzenia lalka musi przemówić. Aktorem może zostać każdy, bo czasami stojąc w sklepie pan Kopczyński usłyszy taki głos, który pasowałby do jego koncepcji. - Najważniejsza jest autentyczność, bo jeżeli na scenie występuje Pinokio to chcę, żeby mówił jak mały chłopiec – wyjaśnia.
Teatr lalek Marko już przygotowuje się do kolejnego przedstawienia, tym razem będzie to „Bitwa o krowę”.
Więcej o nietypowy teatrze w najbliższym, papierowym wydaniu „Gościa Koszalińsko-Kołobrzeskiego”
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.