Artyści wyszli z założenia, że agresję powoduje to, co nieznane. Oprawili więc swój scenariusz w prezentacje muzyczne i choreograficzne przedstawicieli obcych kultur.
W przeddzień premiery „Obsesji”, najnowszego spektaklu teatru Remus, jego siedziba kompletnie spłonęła. Mimo to premiera odbyła się w zaplanowanym terminie, na gościnnych deskach zaprzyjaźnionej sceny. Dowodzi to niezwykłej determinacji zespołu, a także poczucia misji, która teatrowi Remus przyświeca.
Myślę, że równie ważny jak kształt artystyczny jest tu przekaz moralny. „Obsesja” w reżyserii Katarzyny Kazimierczuk to bowiem spektakl o dyskryminacji. Scenariusz oparty jest na doświadczeniach mieszkających w Polsce obcokrajowców, najczęściej o odmiennym kolorze skóry.
Artyści wyszli z założenia, że agresję powoduje to, co obce, nieznane, czego się boimy. Oprawili więc swój scenariusz w prezentacje muzyczne i choreograficzne przedstawicieli obcych kultur. Te dźwięki uwodzą nas egzotycznym pięknem, poruszają profesjonalnym kunsztem.
Wielogłosowe pieśni Ugandy, Maroka, Korsyki urzekają i wyciszają złe emocje. Nihon buyo, tradycyjny taniec japoński, perski ney, na którym mistrzowskie frazy gra irański flecista Mohammad, czy awangardowy japoński taniec butoh przenoszą nas w świat, którego nie znamy. I to jest największy walor spektaklu. Do warstwy słownej mam, niestety, zastrzeżenia.
Historie przywołujące szykany na tle rasowym, jakich doświadczyli mieszkający w Polsce „obcy”, nie budzą zastrzeżeń co do wiarygodności. Ale opowiadane są językiem kolokwialnym, tracąc swój wyraz artystyczny, a to jest warunek sine qua non sztuki. Ponadto wydaje mi się, że wybrane są stronniczo.
Rozumiem, że miały brzmieć jak alarm, ale wiem też, że doświadczenia mieszkających wśród nas cudzoziemców są też inne. Że doznają oni także życzliwości, że zawiązują się głębokie przyjaźnie, zarówno wśród młodych, jak i starszych. Najlepszy dowód: wiele z tych rodzin zostaje tu na zawsze. Wyważenie tego typu akcentów wyszłoby przedstawieniu na dobre.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.