Śmiech smuteczkiem podszyty

Oryginalne pomysły, nietypowe sytuacje, przerysowane postacie – oto, co zaskakuje widza w jubileuszowym spektaklu "Zemsty".

Od pierwszych scen widzimy, że reżyser Krzysztof Jasiński, wystawiający„Zemstę” Fredry na scenie Teatru Polskiego, z okazji 220. rocznicy urodzin autora bawi się tekstem, rysując karykaturalnie znane nam przecież postacie i wprowadzając sytuacje zgoła nietypowe.

Sztuka zaczyna się na przykład od siedzącego w beczce bohatera. Tyle że nie jest to Diogenes, a zażywający kąpieli i pokrzykujący na służbę Cześnik (Daniel Olbrychski), którego irytacja dotyczy oczywiście sąsiada zza muru.

Czuje się wprawdzie możnowładcą, ale solą w oku jest mu Rejent, którego najchętniej starłby na proch. Pełen piekielnego temperamentu Cześnik styka się niestety ze ścianą, bo jego przeciwnik, nie na darmo Milczkiem zwany, robi uniki przed bezpośrednim zwarciem, szukając swoich sposobów pokonania wroga. To oczywiście misterne intrygi, w których przetargową kartą są piękne panie.

Sprytna Klara (Lidia Sadowa) i Podstolina (Joanna Trzepiecińska), która uwodzi powabną fizycznością i kresowym akcentem. Papkin, ze swymi przechwałkami musi ustąpić innym bohaterom. Rewelacyjnie narysowana jest postać Rejenta: charakteryzacja, mimika, artykulacja – Andrzej Seweryn nie do rozpoznania.

Śmiech na widowni zamiera, gdy w finale Rejent nie podejmuje wyciągniętej do niego przez Cześnika ręki. Recytowane z patosem słowa „Zgoda, zgoda, a Bóg wtedy rękę poda” okazują się pustymi deklaracjami. A więc: „Zemsta” smuteczkiem podszyta.

Nie na darmo pisał hrabia Fredro: „Po co grzebiesz w swojej przeszłości? Co tam znajdziesz? Na prawej drodze ciernie, obok nadziei – zwątpienie, obok szczęścia troski”.

Ta, odkryta w zapiskach Fredry gorycz, urzekła Andrzeja Łapickiego. Przygotowywał na wrzesień spektakl „Fredraszki”, gdzie miał zagrać Aleksandra Fredrę. Niestety, nie doczekał premiery.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości