Oto dowód na magnetyczną siłę "Śląska": śpiewa w nim i tańczy z hanysami także sporo goroli, i to nawet znad morza.
Zespół „Śląsk” świętuje 60-lecie. Niedawno przed jego siedzibą w Koszęcinie odbyła się jubileuszowa impreza Święto „Śląska”.
– Nasz skład od 60 lat jest ogólnopolski – mówi Agnieszka Kukuła, rzecznik prasowy Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk” im. Stanisława Hadyny. – Niektórzy mieszkają w naszych blokach służbowych, które powstały w Koszęcinie w latach 60. zeszłego wieku. Robi się w nich pusto dopiero, kiedy kończy się sezon. Bo w ciągu roku dajemy aż około 120 koncertów. Inni członkowie zespołu zapuścili korzenie w Koszęcinie, zbudowali tu swoje domy. Jeszcze inni dojeżdżają z Lublińca, Katowic i innych miast śląskiej aglomeracji.
12 kilo stroju tancerki
Codziennie z Katowic do Koszęcina kursuje nawet służbowy autobus „Śląska”. Jedzie przez Chorzów i Bytom. Na miejsce dojeżdża pełny. Bo też ten zespół daje pracę aż 260 osobom. Około 120 z nich to artyści – muzycy z orkiestry, chórzyści i tancerze.
– Są w naszym zespole małżeństwa, a nawet całe rodziny – mówi A. Kukuła. Artystką „Śląska” już w trzecim pokoleniu jest m.in. Joanna Cierniak z Zabrza. – Zaczęło się od dziadka Alojzego Kopca, który grał w naszej orkiestrze na kontrabasie. Tata, Wojciech Kopiec, grał tu na skrzypcach. Mama Gabriela, śpiewaczka, trafiła do „Śląska” już jako 16-latka. Poznała tatę już w zespole – opowiada Joanna.
– Rodzice zabierali mnie i siostrę na próby. Od zawsze marzyłam, żeby tu śpiewać: te haleczki, kokardeczki, korale, to się podoba każdej dziewczynce – śmieje się. I rzeczywiście, trafiła tu już pół roku po swojej maturze, jako solistka chóru. To nie koniec rodzinnej historii. Za nią do zespołu wstąpił jej chłopak Zbyszek, którego poznała w czasach licealnych, kiedy oboje śpiewali w zabrzańskim młodzieżowym chórze „Resonans con Tutti”. Teraz Zbyszek jest jej mężem i... dyrektorem „Śląska”. A co z kolejnym pokoleniem w ich rodzinie? Też chciałoby „do Śląska”?
– Nasze dzieci idą raczej w kierunku sportowym, a my ich nigdy nie zmuszaliśmy do wybrania drogi muzycznej. Ale z drugiej strony starszy syn od roku gra na gitarze... W mężu zainteresowanie muzyką też obudziło się dopiero w technikum – mówi Joanna.
„Śląsk” to też pracownicy działów technicznych: krawcowe, szewcy, kierowcy, pracownicy magazynu strojów... Tacy, jak Adela Korzekwa z Koszęcina, która w zespole jest od 50 lat. Obudzona w środku nocy, mogłaby powiedzieć, w którym dokładnie miejscu w magazynie są pasujące np. do stroju rozbarskiego czy żywieckiego koszule i dodatki. A strojów w tym magazynie jest ponad 20 tysięcy. Samych białych koszul, różniących się czasem tylko nieco innymi haftami, wisi tu pięć rzędów.
– O, to żeński strój łowicki, najcięższy, waży aż 12 kg. Do każdego stroju musimy przygotować artystom właściwe buty, korale, wianki, a nawet wstążki o odpowiednim kolorze – pokazuje A. Korzekwa.
Uśmiech profesjonalistki
Z tak barwnym zespołem muszą wiązać się barwne anegdoty. Gdy pytamy o nie ludzi „Śląska”, ich twarze rozjaśniają się w uśmiechu.
– Mamy taki bardzo dynamiczny numer: taniec krakowiaka, a potem wpadają na scenę Tatarzy. No i pewnego razu jeden z Tatarów wpadł do orkiestronu. Było to nawet na YouTube – mówi J. Cierniak. – Albo pękające na szwie z tyłu spodnie jednego z panów, akurat w czasie występu, kiedy z przodu siedziały siostry zakonne. I on do nich jeszcze odwracał się tyłem...
Rzecznik A. Kukuła, która patrzy na zespół z widowni, twierdzi jednak, że na tym polega profesjonalizm artystów „Śląska”, że publiczność takich wpadek prawie nigdy nie zauważa. – 8 czerwca w Spodku panowie tańczyli z przyczepionymi do kapeluszy bukietami kwiatów. I jeden z bukietów odpadł... A jednak w trakcie tańca koledzy bardzo zgrabnie go omijali. Kiedy schodzili ze sceny, ktoś ten bukiet podniósł w taki sposób, że nawet tego nie zauważyłam – wspomina.
– Albo w Teatrze Wielkim w Warszawie, kiedy jedna z solistek baletu poślizgnęła się przed wejściem na scenę. Noga jej momentalnie spuchła, później się okazało, że grozi jej gips. Mogła się wycofać, ale obawiała się, jak wypadnie występ, kiedy w układzie zabraknie jej pary. Weszła więc i zatańczyła do samego końca z pięknym uśmiechem na twarzy.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.