Niedawno odbyła się pierwsza w dziejach tarnobrzeskiego Teatru Dramatycznego premiera. O swoich przeżyciach i refleksjach opowiadają Beata Tyra i Mateusz Załuska, czyli pani Dulska i jej syn Zbyszko.
Marta Woynarowska: Mówi się, że początki bywają zazwyczaj trudne, a „Moralność pani Dulskiej” jest pierwszą sztuką, którą Teatr Dramatyczny Tarnobrzeskiego Domu Kultury wystawił...
Mateusz Załuska: Wydaje mi się, że główną trudnością czy niedogodnością, jaką ja odczuwałem, był brak czasu. Beata Tyra: Zgadzam się z Mateuszem, ale trzeba tu dodać, że jesteśmy teatrem amatorskim. Każdy z nas pracuje zawodowo, ma obowiązki domowe, natomiast teatr to dodatkowe zajęcie, pozwalające realizować pasje. Mieliśmy próby raz w tygodniu, w czwartki.
Zdarzało się, że z uwagi na wypadające tego dnia święta nie spotykaliśmy się. Mogłoby się wydawać, że pracowaliśmy niemal cały rok, ale tych prób nie było aż tak wiele. Mateusz Załuska: Gdybyśmy zebrali to wszystko, to może wyszedłby nam niecały miesiąc. Beata Tyra: Poza tym męska część obsady zmieniała się kilkakrotnie, co też nie ułatwiało pracy. Mateusz, chociaż doszedł najpóźniej, poradził sobie rewelacyjnie. Mateusz Załuska: Dołączyłem do zespołu na przełomie grudnia i stycznia. Przeczytałem informację o tym, że działa teatr amatorski i postanowiłem powrócić do swoich pasji.
Jak się Państwo przygotowywali? Czy to była tradycyjna nauka tekstu na pamięć w wolne wieczory?
Beata Tyra: Absolutnie nie. Sylwester Łysiak, nasz reżyser i opiekun, sugerował nam zresztą, abyśmy unikali tego sposobu uczenia się, tłumacząc, że jest to zła metoda. Możemy bowiem zapomnieć tekstu lub kiedy i po kim wypada nasza kwestia. Dlatego wszyscy sczytywaliśmy tekst na próbach. Zresztą np. ja w domu nawet nie miałam czasu na naukę, wiadomo – obowiązki rodzinne.
Mateusz Załuska: W tego typu przedstawieniach istotne jest, by utrwalić sobie konkretne sytuacje, do jakich należy doprowadzić w sztuce, nie zaś zapamiętanie, co i kto po kim mówi. Zdarza się bowiem, że zapomnimy tekstu, ale musimy wiedzieć, do czego mamy dojść. Dlatego, jeśli będziemy znać siebie nawzajem, zorientujemy się, jakich reakcji możemy się spodziewać ze strony naszego partnera. Wówczas bez trudu i szybko stworzymy alternatywę dla tego, co zapomnieliśmy.
Kiedy byli Państwo jeszcze w szkołach średnich, pojawiały się myśli o zdawaniu do szkoły aktorskiej? Czy obecna działalność to realizacja marzeń z dzieciństwa?
Beata Tyra: Kiedy byłam podlotkiem, chętnie przebierałam się, zaplatałam kolorowe warkocze z szalika i odgrywałam królewny, które ratowali szlachetni rycerze czy królewicze. Ale czy to było marzenie o zostaniu aktorką... nie pamiętam. Jeśli tak, to raczej znajdowało się w mojej podświadomości, nie było jasno ukształtowane.
Mateusz Załuska: Ja o teatrze marzyłem praktycznie od szkoły podstawowej. Zawsze chętnie włączałem się w różne akademie, przedstawienia szkolne. Zdając do liceum, wybrałem nawet profil humanistyczno-teatralny. Natrafiłem tam na osoby, które podzielały moje fascynacje, i tak stworzyliśmy własną grupę teatralną pod patronatem liceum. W tych działaniach bardzo mocno wspierali nas niektórzy nauczyciele, zwłaszcza nasza polonistka. Wystawialiśmy jakieś etiudy na scenie Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie. Myślałem bardzo poważnie o zdawaniu do szkoły aktorskiej, miałem nawet przygotowany cały program na egzaminy. Ale w pewnym momencie przyszła refleksja, że przecież aktorstwem mogę się zajmować amatorsko, poza życiem zawodowym. Zdałem sobie też sprawę, że jest to zawód dość ryzykowny, wszak nie każdemu udaje się zaistnieć i, nie ukrywajmy, utrzymać się z jego wykonywania.
Budując swoje role, inspirowali się Państwo jakimiś realizacjami widzianymi wcześniej?
Beata Tyra: Przyznaję się, że tak. Jestem zafascynowana kreacją Anny Seniuk, zresztą w ogóle jej aktorstwem. Zanim przystąpiłam do nauki własnej roli, obejrzałam spektakl z nią chyba dwa razy. I po przedstawieniu nawet usłyszałam od paru osób, że w mojej grze zobaczyli „jakieś akcenty zaczerpnięte z niedoścignionej Anny Seniuk”. Dla mnie to ogromny, ogromny komplement. Jako amatorzy wzorujemy się na innych, nie mamy takiego doświadczenia i warsztatu, abyśmy mogli sami budować daną postać.
Mateusz Załuska: Każdy aktor, nawet zawodowy, rozpoczynając przygodę z teatrem, zapewne czerpał z doświadczeń swojego mistrza. Podobnie, jak moja teatralna mama, obejrzałem realizacje telewizyjne sztuki Zapolskiej, ale pod kątem podejścia Zbyszka do głównego zagadnienia – kołtunerii oraz jego stosunku do najbliższych. W grze bardziej stawiam na żywioł.
Jakiej sztuki możemy spodziewać w przyszłym roku?
Beata Tyra: Zobaczymy... Musimy to wspólnie przedyskutować. Osobiście bardzo lubię te nieco starsze, np. Aleksandra Fredry. Poza tym okazało się, że zespół doskonale czuje się w komedii. Mateusz Załuska: Ale jak się ogramy, to być może zdecydujemy się na jakąś klasyczną tragedię.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...