Nie ma ekspresów przy żółtych drogach

"Nie ma ekspresów przy żółtych drogach" - taki tytuł nosi nowa książka Andrzeja Stasiuka, w której zebrano krótkie eseje m.in. o podróżowaniu w przestrzeni i czasie, urokach życia osiadłego a także polskim krajobrazie.

"Staje się co jakiś czas, żeby odpocząć, żeby się obejrzeć, żeby policzyć, ile już było, a ile jeszcze zostało. Taka jest ta książka: sprawdzam, gdzie byłem, gdzie jestem, dokąd się wybieram" - pisze Andrzej Stasiuk o zbiorze "Nie ma ekspresów przy żółtych drogach". W miniaturowych reportażach opowiada o swoich podróżach w przestrzeni i w czasie - włóczęgach po Europie i Azji, wspomnieniach z dzieciństwa w PRL-owskiej Warszawie, wizytach w nadbużańskiej wsi, gdzie mieszkali jego dziadkowie.

Stasiuka ciągnie na Wschód, czytelnik dostaje więc zapiski powstałe pod wpływem wypraw do Mongolii, Chin, Kirgizji i na daleki wschód Rosji, gdzie rozległe pustkowia, dzika przyroda sąsiadują z "materialnymi symbolami upadłego komunizmu", jakimi są "pokruszony beton, rdzewiejące żelazo i chwasty, zielsko wyrastające ze szczelin spękanego betonu. Od Warszawy po Ułan Bator" - pisze Stasiuk w eseju "Podole".

Stasiuk podróżuje też we śnie, kiedy wraca do dzieciństwa na warszawskim Grochowie. Ta epoka, w której w Fabryce Samochodów Osobowych jego ojciec produkował pobiedy a potem fiaty, wydaje się odleglejsza realiom współczesnej Polski niż obrazki z pustyni Gobi. "Spokój tamtych czasów, poranne wstawanie, powrót o tej samej godzinie i comiesięczny plik banknotów na kuchennym stole. (...) Wtedy wydawało się, że będzie to trwało wiecznie, że pokolenie za pokoleniem będą wędrować do fabryki na szóstą rano, wychodzić o drugiej po południu i co miesiąc dostawać pliki czerwonych banknotów".

Tamte lata to także czas, gdy można było palić w autobusach, w ogóle - świat przesiąknięty był dymem papierosów - wspomina z nostalgią Stasiuk, który, jak wyznaje, siedem lat temu rzucił nałóg po 28 latach palenia. "Prawdopodobnie umrę trochę zdrowszy. Jednak ze smutkiem patrzę na odchodzący świat tytoniowego dymu. I wciąż sobie obiecuję, że za, powiedzmy, piętnaście lat, powrócę do nałogu. Bo w głębi serca jestem szczęśliwy, że moje dzieciństwo i młodość spowijał papierosowy dym" - wspomina nostalgicznie..

Podczas podróży po współczesnej Polsce uderza go przede wszystkim chaos architektoniczny i zalew reklam. Stasiuk ma jednak niejednoznaczny stosunek do tych zjawisk: "A jednak lubię brzydotę mojego kraju. Jest niepowtarzalna. Nigdzie nie ma takiej drugiej. (...) Rozmawiałem z kolegami i zazwyczaj bronię tej optycznej nędzy, tego kociokwiku, tej histerii człowieczego krajobrazu. Częściowo z przekory, ale bardziej z umiłowania badziewnych cudów ludzkiej, to znaczy polskiej, kreatywności, która mnie wprawia w osłupienie i podziw " - pisze Stasiuk. "Za to kocham mój kraj. Że ma odwagę i gest i siłę stawiać na swoim. Że mu żaden architekt nie będzie mówił, jak ma wyglądać jego, to znaczy mojego kraju, życie".

"Wszystko wskazuje na to, że osiadłość była jedynie epizodem w naszych dziejach. Teraz powracamy do koczowniczego trybu życia. Znowu stajemy się koczownikami" - zauważa Stasiuk pakując się przed podróżą na Bałkany. W najnowszej książce opowieści o podróżach sąsiadują jednak z opisami miejsca, gdzie pisarz osiadł na stałe - Beskidu Niskiego, niskich, wyludnionych gór, gdzie wędrowiec co krok natrafia na ślady dawnych mieszkańców - wysiedlonych w ramach akcji Wisła Łemków.

Większość tekstów z nowej książki Andrzeja Stasiuka była już publikowana, ale polscy czytelnicy nie mieli do nich dostępu. Poza felietonami i minireportażami publikowanymi w "Tygodniku Powszechnym" i portalu Dwutygodnik.com, wydawanym przez Państwowy Instytut Audiowizualny, większość z nich była drukowana poza Polską, np. we włoskim "L'Espresso", "Neue Zuercher Zeitung", "Wege durch das Land"

Książka "Nie ma ekspresów przy żółtych drogach" ukazała się nakładem wydawnictwa Czarne.

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości