Chleb z popiołem jedzony w Wielki Piątek, mycie w zimnej wodzie i gorzka wódka z tatarakiem na rozgrzewkę, a w Niedzielę Wielkanocną - prezenty od zajączka dla dzieci - niektóre z tych dawnych zwyczajów świątecznych są kultywowane na Górnym Śląsku do dziś.
Henryk Przondziono /GN
Zajączek
Wraz z innymi zwierzętami szedł w orszaku germańskiej bogini wiosny. Niemcy zrobili z niego symbol Wielkanocy, a Ślązakom też spasował, bo to było związane z... prezentami :)
Z sentymentem wspomina je publicysta i autor książek o Śląsku Marek Szołtysek. "Była duża różnorodność tych tradycji. Wiele odnosi się do teologii Wielkiego Tygodnia, ale są też pogańskie. Najbardziej pogańskim elementem był zajączek, który z innymi zwierzętami szedł w orszaku germańskiej bogini wiosny. Niemcy zrobili z niego symbol Wielkanocy, a Ślązakom też spasował, bo to było związane z prezentami, które zawsze nam pasują" - powiedział.
Śląskie dzieci w Niedzielę Wielkanocną czekają więc na prezenty od zajączka, który zostawia je przy łóżku lub na parapecie, a jeśli pozwalają na to pogoda i warunki - ukrywa w przydomowym ogrodzie. Poszukiwania są dodatkową atrakcją świątecznego poranka.
Do pogańskich tradycji zalicza się też polewanie wodą w drugi dzień Świąt, zwany na Śląsku Śmiergustem. "Według opowieści mojej babci zwyczaj wziął się stąd, że kobiety, które rozpowiadały, że Chrystus zmartwychwstał, były rozganiane przy pomocy wody. Bo wiadomo, że faryzeusze przekupili żołnierzy, ale ich żony, siostry, matki przekazywały to sobie z ust do ust" - mówił Szołtysek.
Jak wspominał, atmosfera świąteczna zaczynała się w śląskich domach w Wielki Piątek. Ludzie szli wtedy do rzeki i myli nogi, ręce i twarz. "Woda na ciele musiała sama wyschnąć. Marzło się wtedy, więc można było po powrocie wypić trochę alkoholu, żeby się rozgrzać, ale żeby nie smakowało, ludzie zaprawiali go tatarakiem. Tatarczówka jest bardzo gorzka" - opowiadał pisarz.
Pościli wszyscy, niektórzy jedli tego dnia chleb z popiołem. Żeby zająć czymś dzieci, kazano im pilnować, jak woda w studni zmieni się w wino o tej porze, kiedy Chrystus zmarł na krzyżu. Wierzono też, że jak się chce coś zrobić z drzewa, to najlepiej ściąć je właśnie w Wielki Piątek, bo będzie twarde jak to, na którym umierał Bóg. Przez cały Wielki Tydzień nie bito koni, odwiązywano nawet rzemień od bicza, bo kojarzyło się to z biczowaniem Chrystusa.
Na uroczyste wielkanocne śniadanie jadło się jajka i wędzonkę, w niektórych okolicach do dziś robi się święcelnik - półsłodkie ciasto drożdżowe nadziewane kiełbasą.
W kilku śląskich miastach i miasteczkach co roku w wielkanocny poniedziałek odbywają się też świąteczne procesje konne, podczas których gospodarze objeżdżają pola, prosząc o urodzaj i dobre plony. Ta religijno-ludowa tradycja jest kultywowana od pokoleń.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.