Rzadki to w dziejach filmu biblijnego przypadek. Komedia z gatunku science-fiction. Do tego nieobrazoburcza, a familijna.
Taki właśnie jest nakręcony w 2001 roku francuski film „Trzej królowie”, którego scenariuszem i reżyserią zajęła się dwójka Didier Bourdon i Bernard Campan. Obaj twórcy zagrali też w filmie: odpowiednio Melchiora i Baltazara. W trzeciego mędrca, Kacpra, wcielił się natomiast popularny nad Sekwaną komik Pascal Légitimus.
Fabuła jest bardzo prosta: wracający z Betlejem monarchowie, jakimś cudem przenoszą się do XXI wieku i… zaczynają rozrabiać. Nie, żeby robili to umyślnie. Po prostu, jako ludzie antycznego Orientu, kompletnie nie rozumieją naszych czasów – stąd dziesiątki gagów, nieporozumień i komplikacji w stylu braci Marx.
Szalona ekranowa trójca przypomina jednak nie tylko legendarnych Groucho, Chico i Harpo, ale przede wszystkim bohaterów komediowej trylogii „Goście, goście”, „Goście, goście II - korytarz czasu” i „Goście w Ameryce”, gdzie pamiętne role stworzyli Christian Clavier i Jean Reno. Tyle, że Clavier i Reno wcielili się w ludzi średniowiecza, zaś Burdon, Campan i Légitimus przybywają do nas ze starożytności.
„Trzej królowie” to film pełen przezabawnych scenek i dowcipów słownych. Gdy sprzedawca prosi mędrców o kartę (w domyśle: kredytową), ci odpowiadają, że nie chcą słyszeć o żadnych kartach, gdyż… gardzą hazardem. Kiedy znów przechodzą nieopodal wieży Eiffla, stwierdzają, że to… bardzo fajny szkielet i już nie mogą się doczekać, jak będzie wyglądała ta budowla, gdy zostanie dokończona. Natomiast świecąca nocą karuzela to w ich mniemaniu nic innego, jak wielkie, gorejące koło - symbol boga Ra.
Ten film to świetna rozrywka, ale nie tylko. Nie brakuje tu także wątków krytycznych wobec naszej cywilizacji.
To że królowie uzależniają się od głupawego serialu telewizyjnego, a podczas zakupów śpiewają w sklepie piosenki z reklam, początkowo wydaje się być kolejnym, lekkim dowcipem duetu Bourdon-Campan. Z czasem jednak fabuła zaczyna się zagęszczać od podobnych sytuacji. Złowieszczy właściciel komercyjnej stacji telewizyjnej bez skrupułów wykorzystuje popularność Trzech Mędrców. Sprytnie nimi manipuluje by pomnażać swe zyski i marzy o podboju internetu, bo jak mówi „Bóg stworzył człowieka, po to, by człowiek stworzył internet”.
Nie brak tu i wątków społecznych. Losy monarchów krzyżują się z losami zaczynającej popadać w uzależnienie od narkotyków, samotnej dziewczyny i drobnego przestępcy, który czasem, z konieczności, wciela się w rolę dilera. W finale to właśnie ta dwójka znajdzie na śmietniku noworodka, którym się zaopiekują, stając się, symbolicznie, współczesną Świętą Rodziną. I to właśnie im pokłonią się Kacper, Melchior i Baltazar.
To wzruszająca, ale i bardzo ciepła scena. Dobrze świadcząca o wrażliwości twórców tego filmu, którzy podobnie jak niegdyś Charlie Chaplin, potrafili umiejętnie połączyć komedię z dramatem.
***
Tekst z cyklu ABC filmu biblijnego
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…