Gdy Mateusz Jasiński zaczął malować obraz Matki Bożej Sokalskiej, poczęło się jego upragnione dziecko. Czy Madonna Pocieszenia będzie teraz orędować w kościele św. Anny także w innych rodzicielskich troskach warszawiaków?
Tempo było zawrotne. Ale i decyzja szybka. Diana, żona Mateusza Jasińskiego, cieszyła się, bardziej niż z innych jego zleceń. On sam od dawna marzył, żeby wykonać obraz dla któregoś z warszawskich kościołów.
Na cedrowej desce
Rektor św. Anny nie dał zbyt wiele czasu. Gdy Mateusz Jasiński w ramach pracy dyplomowej wykonywał kopię „Portretu młodego mężczyzny” Pietera Nasona, samo przygotowanie rysunku zajęło trzy miesiące. A malowanie – dwa razy tyle. Ks. Jacek Siekierski zadzwonił w czerwcu. To, że w połowie sierpnia gotowa była kopia XIV-wiecznego obrazu Matki Bożej Sokalskiej, spokojnie można nazwać cudem. Nie pierwszym w dziejach tego wizerunku.
– Już samo znalezienie odpowiedniej cedrowej deski było problemem. Wiadomo przecież, że na takiej była wykonana częstochowska Czarna Madonna, a na niej wzorował się średniowieczny autor obrazu z sanktuarium w Sokalu – mówi rektor św. Anny.
Przyniesiona przez anioła
Według tradycji obraz był dziełem nawróconego na wiarę chrześcijańską Litwina, Jakuba Wężyka, nadwornego artysty króla Władysława Jagiełły, który w 1392 r. miał utracić wzrok. Odzyskał go, pielgrzymując do Częstochowy. Wdzięczny za uzdrowienie, chciał odtworzyć wizerunek Jasnogórskiej Pani, ale mimo trzykrotnych wizyt wciąż nie potrafił zapamiętać Jej rysów.
Gdy niestrudzony artysta wracał z kolejnej podroży do Częstochowy, znalazł w domu, na pozostawionej desce cyprysowej, świeżo odmalowany obraz i gorejące przed nim świece. Zrozumiał, że właśnie dostał od anioła nagrodę za wytrwałość, więc podarował ikonę cerkwi w Sokalu, gdzie mieszkał. Niedługo potem umarł. Odtąd cerkiew, a potem kościółek, wzniesiony z pali dębowych na kępie Bugu, ustawicznie niszczyli Tatarzy, lecz obraz zawsze wychodził z tych zdarzeń bez szwanku.
W 1599 r. sprowadzono tu bernardynów, a w 1619 r. poświęcono w Sokalu kościół pw. Pocieszenia Najświętszej Matki Bożej. Jan III Sobieski ofiarował Jej chorągiew zdobytą pod Wiedniem na Turkach, a w 1723 r. obraz uznano za cudowny, co poświadczono rok później aktem koronacji.
Rycina za wzór
Cudowny obraz Matki Boskiej Pocieszenia wisiał w kościele bernardynów w Sokalu do 1843 r., gdy spalił się w pożarze kościoła. Jego kopia, malowana na blasze miedzianej, po II wojnie znalazła się u krakowskich bernardynów. Nie jest pewne, czy nie jest to kopia, która do wojny wisiała w warszawskim kościele św. Anny, gdzie miała nawet własną kaplicę. Matka Boża Sokalska wraca do kościoła przy Krakowskim Przedmieściu.
Dla Mateusza Jasińskiego, asystenta na Wydziale Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki ASP w Warszawie, namalowanie wizerunku Matki Bożej było czymś więcej niż dotychczasowe prace. Do kościoła św. Anny przychodzili z przyszłą żoną na kurs przedmałżeński.
Mieszkali po sąsiedzku z kościołem akademickim, w Dziekance. Pochodzi z Częstochowy, więc sporo czasu spędzał też w kaplicy Matki Bożej Jasnogórskiej, która przecież była wzorem dla Matki Bożej z Sokala. Wiele godzin spędził, szukając odpowiedniego błękitu Jej sukni i kremowej bieli szaty trzymanego przez Maryję Jezusa. Sprawdzał, jak udrapowane są stroje na późnogotyckich i wczesnorenesansowych przedstawieniach Madonny. I jak ułożone są złote nimby. Przystępując do pracy, dysponował bowiem zaledwie czarno-białą ryciną Matki Bożej Sokalskiej z 1724 r. ze zbiorów Biblioteki Narodowej w Warszawie. Madonnę musiał więc „wymyślić” na nowo.
I znowu cud
Ale malowanie wizerunku było czymś więcej także z innego powodu, bo kiedy na podobrazie nakładał kolejne warstwy tempery, pod sercem Diany rozwijało się także inne „dzieło”. Dlatego dziś artysta myśli, że może Matka Boża będzie chciała wysłuchiwać takich próśb, jakie i oni zanosili: o nowe życie.
Rysunek i pierwsze wersje Mateusz Jasiński konsultował z rodziną, bliższą i dalszą. A ksiądz Jacek Siekierski prosił nawet studentów, by chwilę przebywając sam na sam ze szkicem, starali się powiedzieć, czy „takiej” Maryi chcieliby powierzać swoje problemy. Wszyscy zwracali uwagę na oczy, podkreślając, że tak właśnie wyobrażają sobie oczy Matki. Modlił się też sam artysta. Żeby Jej rysy oddać tak, jak chciałaby Ona sama. Czy się udało? Każdy może to ocenić, wstępując do kościoła św. Anny.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.