Mistrz i uczeń, pasje i rozczarowania. Oglądamy na scenie frapujący dialog, który nie przynosi oczyszczenia.
Mówi bohater sztuki „RED” Mark Rothko: „Moje dzisiejsze obrazy cechuje skala ludzkich dramatów, na ile je umiem wyrazić”. Ta ostatnia część zdania dotyka istoty problemu, jakiemu poświęcony jest spektakl wystawiony w Teatrze Dramatycznym. Spektakl pokazujący ostatni etap życia malarza przed popełnieniem samobójstwa. Nie pierwszy to tekst poświęcony morderczej drodze twórcy do doskonałości, kiedy to cel wydaje się bardzo odległy, a droga do niego obfituje we wzloty i upadki, w wewnętrzną szarpaninę, która spala twórcę, często wzbudzając agresję.
I to niezależnie od pozycji finansowej i artystycznej, jaką twórca osiągnął. Bo gdzie jest ten mityczny, idealny odbiorca? Czy są nim snobistyczni nuworysze, spychający sztukę do pospolitości? To stanowiło problem Rothki, szczególnie w momencie, gdy przyjął zamówienie od właścicieli modnej nowojorskiej restauracji, a po złożeniu w niej wizyty zorientował się, że jego obrazy nie interesują prymitywnych konsumentów. Oddał pieniądze i odebrał obrazy, ale to była ostatnia kropla goryczy, której nie potrafił znieść.
Sztuka napisana przez Johna Logana, autora scenariuszy takich hitów filmowych jak „Skyfall”, „Awiator” czy „Gladiator”, dostała prestiżową amerykańską nagrodę. Próbuje pokazać jak wyczerpująca jest walka malarza w drodze do Absolutu. Atrakcyjność tekstu wynika z jego struktury. Oto spotykają się mistrz i uczeń. Legenda i zafascynowany nią początkujący malarz. Ale te relacje przynoszą rozczarowanie.
W roli twórcy Janusz R. Nowicki, prezentujący pasję, pychę i autodestrukcję, w gruncie rzeczy noszący w sobie wieczne cierpienie. W roli asystenta początkowo pokorny, potem zbuntowany, bo poniewierany przez mistrza, utalentowany debiutant Julian Swieżewski.
Gdy młody człowiek wybuchnie i rzuci oskarżenie stojącemu na piedestale artyście, wie, że będzie musiał na zawsze opuścić pracownię. Ale ku swemu zdziwieniu nie zostaje zwolniony. Oto pierwszy raz zasłużył na uwagę i szacunek. Z reżyserią uporała się, z sukcesem, zbyt rzadko prezentująca swoje dokonania Agnieszka Lipiec-Wróblewska.
Podsumowując wieczór w Pałacu Kultury i Nauki, przyznaję, że to ciekawy spektakl, ale dla wymagających widzów.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.