Zaczęło się od wizyty u znajomych. Spojrzała na obraz i przyszło pragnienie ewangelizacji... wizualnej.
Lidia Bojnowska (rocznik 1958), z wykształcenia jest nauczycielem. – W swojej działalności twórczej miałam już wystawy – mówi zapraszając na wernisaż najnowszej pt. Matka i Syn". Odbędzie się on 20 czerwca o 16.00 w Galerii Fotografii w Świdnicy. – W 1989 wystawa "Suche bukiety" w ówczesnej Galerii Sztuki Nieprofesjonalnej w Świdnicy; rok później "Stroiki Bożonarodzeniowe", także tam; potem jeszcze jednak w 1991 – "Kompozycje roślinne" w Galerii Vitroart w Świdnicy. W mojej twórczości zaistniało także malarstwo, teatr dziecięcy, florystyka – dodaje.
Podczas wernisażu wystąpi chór z Parafii Miłosierdzia Bożego "Misericordia" wraz z solistami wrocławskiej Akademii Muzycznej.
Zaprezentowane prace noszą tytuły: "Pieta", "Matka Boża Ostrobramska", "Matka Boża Szkaplerzna", "Matka Boża z Dzieciątkiem", "Matka Boża Włodzimierska", "Tryptyk: Ukoronowanie Matki Bożej", "Chrystus Zmartwychwstały", "Sąd Ostateczny", "Ukrzyżowanie", "Matka Boża Częstochowska", "Chrzest Jezusa", "Święta Rodzina", "Trójca Święta", "Monstrancja", "Ostatnia Wieczerza".
Obrazy te zostały wykonane szczególną techniką (z wykorzystaniem śrubek, nakrętek, nakładek - waga jednego dzieła to od 4 do 6 kg) w w ciągu dwóch lat. – Inspirację do wykonania każdego obrazu czerpałam z fresków, malowideł, rzeźb sakralnych, które miały duży wpływ na moje życie duchowe i przeżycia artystyczne. Każda praca jest pewnego rodzaju ewangelizacją i tak traktuję każdą z nich – zaznacza.
O początkach swojej twórczości opowiada następująco: – Odwiedziłam kiedyś znajomych i tam zobaczyłam obraz wykonany podobną techniką. Zaintrygowało mnie zestawienie sztuki i zwykłych śrub, przedmiotów z warsztatu mechanika. Ja tworząc swoje obrazy poszłam w sacrum – podkreśla, że jej marzeniem jest, by wystawa zachęcała do osobistych pytań o wiarę, transcendencję, niebo.
Przyznaje również, że każdy kolejny projekt to dla niej swego rodzaju terapia dla ducha, psychiki i emocji. – Szczególnie pierwsze obrazy miały taką terapeutyczną funkcję – wyznaje. – Bóg zaprosił mnie do tego tworzenia, żeby On sam mógł stwarzać we mnie coś nowego, kogoś nowego – mówi. – Ufam, że także goście wystawy dadzą Mu się dotknąć, gdy spoza śrubek, nakrętek i podkładek dostrzegą prawdę o miłości Boga, o Ofierze Syna i o sensie życie – podsumowuje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.