Dzięki wsparciu z UE oblaci chcą wyremontować najbardziej wartościowe zabudowania historyczne w mieście.
Kościół pw. Przemienienia Pańskiego, zwany przez naszych mieszkańców czerwonym kościołem, jest najważniejszym zabytkiem Iławy – mówi o. Robert Wawrzeniecki OMI, przełożony iławskiego zgromadzenia oblatów. – Dlatego też nasze zgromadzenie podjęło się jego remontu – dodaje. Jak tłumaczy, zabytkiem o podobnej wartości są również mury obronne miasta, na których usadowiona jest świątynia, budynek gospodarczy i stara część klasztoru, czyli tzw. pastorówka.
Na razie domykane są plany remontu, w taki sposób, aby dało się sfinansować go z funduszy Unii Europejskiej. – Jest 11 warunków, których spełnienia wymaga od nas Bruksela – mówi o. Robert. – Z drugiej strony musi być on przeprowadzony tak, abyśmy uzyskali wszystkie pozwolenia, np. od straży pożarnej. Musimy więc w tej materii działać dwutorowo – podkreśla. Jak wyjaśnia, w tej sprawie nieoceniona jest pomoc konserwatora zabytków.
– Bardzo wspiera nas Maria Gawryluk, p.o. szefowej delegatury w Elblągu, która pomaga nam te wszystkie zawiłości odpowiednio „ugryźć” – dodaje. Ojcowie planują m.in. utworzenie sali ekspozycyjnej w kościelnej wieży, sal prezentacji multimedialnych w dawnym budynku gospodarczym oraz pastorówce. – W oczach urzędników Unii mile widziane są np. odlewy danego zabytku dostępne dla osób niewidzących czy ekspozycje, gdzie są ekrany dotykowe, na których można doczytać więcej informacji na temat danego obiektu. To wszystko również jest w naszych planach – mówi przełożony wspólnoty.
– Pod znakiem zapytania stoi jedynie to, czy będziemy musieli coś z naszych projektów porzucić, czy uda się zrealizować całość planów – dodaje. Niemniej jednak iławscy kapłani są pełni nadziei, iż projekt spełni wymagania prawa polskiego i wspólnotowego, dlatego też na terenie kościoła i przyległych do niego budynków rozpoczęły się pierwsze prace pomiarowe. Wykonuje je dr Wojciech Wółkowski, z Zakładu Architektury Polskiej Politechniki Warszawskiej wraz z grupą studentów.
– Już od 1920 roku nasza uczelnia co roku w ramach praktyk prowadzi pomiary zabytkowych obiektów – mówi dr Wółkowski. – Zazwyczaj staramy się, aby były to zabytki, które tych pomiarów nie mają lub są one bardzo nieaktualne. Iławski kościół ma bardzo pobieżne pomiary z lat 60. ubiegłego wieku, a jeszcze wcześniejsze pochodzą aż z 1899 roku, i też nie są zbyt dokładne – wyjaśnia. – To, co my tutaj robimy, można śmiało nazwać „backupem” polskiej architektury. Nasze pomiary są bardzo przydatne, to nie jest praktyka dla praktyki – podkreśla profesor i przypomina, że to właśnie dzięki takim pracom udało się odbudować Stare Miasto w Warszawie. – Zawsze też staramy się, aby był to zabytek „potrzebujący”, aby nasza praca przydała się gospodarzowi obiektu, nauce oraz służyła pracom konserwatorskim, które w Iławie ruszą już niebawem – zauważa.
– Specyfika tego budynku polega na tym, że jest wielofazowy. To znaczy najpierw zaczęto najprawdopodobniej budować korpus nawowy, opierając go na murach – wyjaśnia dr Wółkowski. – Dopiero potem wybudowano wieżę, która początkowo była basztą. W tym samym czasie dostawiono prezbiterium, potem dopiero kruchtę, a na koniec między obie te budowle wstawiono kaplicę. Kościół jest więc „sklejany” przez kilkaset lat – podsumowuje.
– Wielu osobom może się wydawać, że spędzenie wakacji na bieganiu z miarką po starych kościołach to coś nudnego. Ale nie dla mnie – mówi Maja Wrzeszcz, studentka architektury, która pracuje w iławskim kościele wraz z kolegami z uczelni. – Poza tym ktoś musiał wreszcie poprawnie zmierzyć ten zabytek. Praca wykonana przez niemieckiego architekta ponad 100 lat temu charakteryzuje się co najwyżej średnią dokładnością. Dlatego cieszę się, że będę w tej grupie, która wreszcie zrobi to, jak należy – dodaje.
– Jeśli nasze plany ostatecznie zostaną zaakceptowane, wówczas nie chcielibyśmy, aby nasz kościół stał się zwykłym muzeum – mówi. o. Wawrzeniecki. – Chcemy nadać mu drugą młodość. Chcemy, aby to wszystko, co powstanie wokół niego, żyło i wpływało na społeczność naszego miasta oraz na przybywających do niego turystów – podsumowuje.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.