Szymborska jako czytelnik zawstydza. Z dziecinną ciekawością pochyla się nad tekstami, do których przeciętny zjadacz bigosu nad Wisłą nie zajrzałby nawet gdyby umierał z nudów, czekając pięć godzin na pociąg w Suwałkach.
Nakładem krakowskiego Znaku ukazało się właśnie sążniste wydanie „Wszystkich lektur nadobowiązkowych” Wisławy Szymborskiej. Jest to pierwszy pełny zbiór wszystkich 562 felietonów noblistki (tu uznanie dla ogromnej pracy redaktorskiej), ukazujących się w latach 1967-2002 w rubrykach „Życia literackiego”, „Pisma”, „Odry” i „Gazety Wyborczej” oraz we wcześniejszych wydaniach książkowych.
Zdecydowanie nie jest to książka na jeden październikowy wieczór. Jest to wydawnictwo przeznaczone na nocną szafkę co najmniej do wiosny. Można raz po raz po niego sięgać, bez uszczerbków pamięciowych i dręczącego poczucia winy, gdyż każdy felieton jest smakowitym osobnym kąskiem.
Szymborska jako czytelnik zawstydza. Z dziecinną ciekawością pochyla się nad tekstami, do których przeciętny zjadacz bigosu nad Wisłą nie zajrzałby nawet gdyby umierał z nudów, czekając pięć godzin na pociąg w Suwałkach. Mamy tu pokaźny zapis lektur spoza literackiego mainstreamu: najróżniejszej maści książki popularnonaukowe, poradniki, pamiętniki, monografie, antologie, odkurzonych klasyków, biografie, leksykony i inne drukowane kurioza skazane na czytelniczy niebyt. Jednak myliłby się ten, kto by sądził, że poetka czyniła tak w akcie miłosierdzia czy bezinteresowności – wszystko to są zaledwie małe przyczynki do wielkich myśli, preteksty do snucia błyskotliwych spostrzeżeń i zaprezentowania swojego sposobu czytania świata. Czasem wystarczy jedna fraza, myśl, obraz by węgiel został zamieniony w złoto. „(…) w gruncie rzeczy jestem i chcę pozostać czytelniczą amatorką, na której nie ciąży przymus bezustannego wartościowania. Książka bywa dla mnie czasem przeżyciem głównym, a czasem tylko pretekstem do snucia luźnych skojarzeń” – czytamy we wstępie.
Najprzyjemniejszym odczuciem towarzyszącym lekturze jest wrażenie, że buszowanie w książkach sprawiało poetce nieprzeciętną frajdę, i jest to odczuwalne do tego stopnia, że sami mamy ochotę przeczytać „Mitologię Aborygenów” w trybie natychmiastowym. Całość skrzy się humorem, swadą, erudycją. Nawet sposób wyrażania krytyki pozostaje w jej wykonaniu wyrafinowanie czuły – po wypunktowaniu błędów następują puenty w stylu „byłaby to publikacja książkowa dużo łaskawsza dla naszej ciekawości”.
W trakcie czytania nasuwają się też myśliwskie skojarzenia: oto Szymborska na prawdziwych literackich łowach! Przed każdym kolejnym mikroesejem można zadać pytanie: co też dzisiaj złowiła? Atlas ziół? Przewodnik operowy? Leksykon produktów spożywczych? Szybko można się również przekonać, że dobór książek nie jest przypadkowy. Jeśli tak, co zrobi tym razem? Przenicuje? Muśnie? Nada nowych znaczeń? Wzruszy? Rozbawi? W każdym razie na pewno znów zaskoczy.
*
Wisława Szymborska, Wszystkie lektury nadobowiązkowe. Wydawnictwo Znak, Kraków 2015 r. Oprawa twarda, 848 s.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.