Człowiek z celuloidu

To był film wielkich nadziei. Niestety, niespełnionych. Chociaż dzieło Andrzeja Wajdy ogląda się dobrze, jest ono nijakie.

Jak w kalejdoskopie
Nie zabrakło w filmie scen dotyczących jednego z najbardziej kontrowersyjnych momentów biografii bohatera, czyli współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa, jak i jej zerwania. Wydaje się, że film wiarygodnie, chociaż nie do końca zgodnie z faktami, oddaje sytuację, w jakiej znalazł się wówczas Wałęsa. Z jednej strony brutalne naciski i groźby funkcjonariuszy SB, a z drugiej sytuacja rodzinna, poczucie osamotnienia i całkowitej bezsilności.

Najważniejsze wydarzenia w politycznej biografii Wałęsy przedstawione zostały w sposób, który nie ułatwia widzom, szczególnie młodszym, zrozumienia ich wagi i znaczenia. Rozwijają się jak w kalejdoskopie, chaotycznie, w oderwaniu od słabo zarysowanego szerszego kontekstu społecznego. Wydaje się, że Wajda wyszedł z założenia, że i tak wszyscy go znają. Nie zawsze też nawiązują bezpośrednio do pytań i odpowiedzi, jakie padają w wywiadzie z Fallaci, będącym punktem wyjścia filmu, a przynajmniej jego znacznej części. Trudno jednak tak doświadczonym twórcom wybaczyć sceny, które rozbijają dramaturgię.

Szkoda, bo zabrakło czasu na inne, które mogłyby uzmysłowić widzom rzeczywiste konflikty i różnice co do sposobów działania czołowych postaci związkowej opozycji. Nie była ona monolitem, wielu jej przedstawicieli przecież nie zawsze zgadzało się ze zdaniem Wałęsy. Są tu jednak nieliczne sceny rzeczywiście zabawne, jak i przejmujące. Do tych pierwszych należy ta z okresu internowania, kiedy bohater „testuje” na jednym ze strażników zupę. Druga rozgrywa się na lotnisku po powrocie z uroczystości odebrania Pokojowej Nagrody Nobla, kiedy żona Wałęsy zostaje poddana upokarzającej rewizji.

„Wtopieni” bohaterowie
Filmowych bohaterów, dzięki zastosowaniu efektów specjalnych, „wtopiono” w dokumentalne materiały archiwalne. Do najciekawszych zaliczyć można autocytat z „Człowieka z żelaza”, w którym Jerzy Radziwiłowicz i Krystyna Janda rozdają ulotki, a jedną z nich otrzymuje jadący tramwajem Wałęsa.

W filmie biograficznym niesłychanie ważną decyzją jest wybór odtwórcy roli tytułowej. Robert Więckiewicz, jeden z najwszechstronniejszych polskich aktorów, znakomicie przyswoił sobie zewnętrzne atrybuty postaci bohatera filmu, ale niewiele miał do zagrania. Wałęsa w filmie jest postacią statyczną, jednowymiarową, zagraną na jednej nucie. Nie jest to oczywiście winą aktora, ale scenariusza, który w żaden sposób nie dotyka fenomenu postaci Wałęsy. Nie próbuje zmierzyć się z pytaniem, w jaki sposób w ciągu kilku dni zwykły elektryk, w filmie przypominający raczej zapatrzonego w siebie spryciarza, stał się bohaterem narodowym. Prócz Agnieszki Grochowskiej, znakomicie obsadzonej w roli Danuty Wałęsowej, na uwagę zasługuje Maria Rosaria Omaggio jako Oriana Fallaci.

Film kończy się w 1989 r. pamiętnym przemówieniem Wałęsy w Kongresie USA. Dopiero teraz stanie on przed wyzwaniami, którym nie był w stanie sprostać. I to byłby temat na kolejny, o wiele ciekawszy scenariusz i film, na który – miejmy nadzieję – nie będziemy czekać kolejnych 30 lat. Film, który budziłby emocje. Ale również takie, jakie przeżywa się w kinie, a nie tylko pozafilmowe.

Wałęsa. Człowiek z nadziei, reż. Andrzej Wajda, wyk.: Robert Więckiewicz (Lech Wałęsa), Agnieszka Grochowska (Danuta Wałęsa), Maria Rosaria Omaggio (Oriana Fallaci), Zbigniew Zamachowski (Nawiślak), Adam Woronowicz (Tadeusz Fiszbach), Polska, 2013.

«« | « | 1 | 2 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości