W sąsiedztwie głowy bizona, antylopy, obok broni stoi obrazek… Matki Bożej Piekarskiej. Stoi i broni Ślonzoków z Teksasu.
Naprawdę Boże dzieło
Wyjazd kapłanów do USA miał dwa wymiary. Pierwszym były peregrynacja obrazu i szerzenie kultu Matki Bożej Piekarskiej wśród Polonii. Drugim – prośba o wsparcie budowy domu rekolekcyjno-pielgrzymkowego „Nazaret”. – Wszędzie spotkaliśmy się z ogromną życzliwością i z wieloma osobami, które mają świadomość śląskich korzeni. Ludzie ze łzami w oczach podchodzili i mówili, że w Ameryce wszystkiego by się spodziewali, ale nie tego, że pewnego dnia, wchodząc do swojego kościoła parafialnego, spotkają obraz Matki Bożej Piekarskiej. Taka była reakcja jednej z osób, która pochodzi z Piekar Śl.-Kamienia – tłumaczy ks. Adam.
– Poruszaliśmy się wszystkimi możliwymi środkami lokomocji, ale nigdy sami samochodu nie prowadziliśmy. Zawsze znalazł się ktoś, kto nas zawiózł. Przykład: do zakrystii po różaniec przychodzi pani i pyta, gdzie jedziemy później i czy mamy jak się tam dostać. „No nie mamy”. Więc ona nas zawiezie. Przy okazji dała nam obiad. I właściwie na tej zasadzie tam żyliśmy. Z Opatrzności – mówi ks. Adrian. – To był taki wyjazd z Matką Bożą w walizce – dodaje ks. Adam. – Pan Bóg wszystko zaplanował za nas. I dopiero chyba w ostatnim tygodniu do nas dotarło, że to naprawdę jest Boże dzieło, nie nasze – dodaje ks. Adam.
Jajecznica u biskupa
Wyjazd był lekcją także dla nich jako kapłanów. – Jechaliśmy autem z ks. Franciszkiem na obiad. Ujechaliśmy może z kwadrans i dzwoni telefon. Jakaś kobieta mówi, że chce z nim porozmawiać. siedzi przed probostwem i płacze. On na to: „Będę za 5 minut”. Zastanawialiśmy się, jak my byśmy się zachowali. Może powiedzielibyśmy: „Za godzinkę albo jutro”, „Mam gości”, „Jestem w drodze”. A ks. Franciszek na środku drogi zawrócił samochód, przycisnął gaz i porozmawiał z nią. Myśmy w tym czasie siedzieli w aucie. Wrócił i powiedział: „No, załatwione, możemy jechać na obiad” – mówi ks. Zgodzaj. – Tam nie mam bariery między księdzem a wiernymi. Ksiądz po Mszy wychodzi przed kościół, rozmawia z ludźmi – uzupełnia ks. Adrian, dodając, że piekarscy wikarzy śniadania jadali w barze z kowbojami.
Ciekawa historia spotkała ich też w Nowym Jorku, gdzie na parafii zatrzymali się u Polaka, proboszcza i biskupa w jednej osobie. – Zawsze rano robił nam jajecznicę. Ściągał pierścień, krzyżyk do kieszonki… – obrazuje ks. Adrian. – Śmialiśmy się, że to tak głupio, że biskup robi nam śniadanie, więc ks. Adrian mówił: „żeby była choćby namiastka Polski, to pozmywam” – śmieje się ks. Adam. Naszych kapłanów zaskoczyła także pobożność Amerykanów. – Na jednej ulicy jest 7 kościołów i wszystkie w niedzielę są pełne. Oczywiście kościoły są różnych wyznań: protestanci, metodyści, baptyści... Myślę, że możemy uczyć się od nich np. nowej ewangelizacji. Oni modlitwę w intencji ochrony życia organizują pod kliniką aborcyjną – mówi ks. Adam, wspominając Teksas. Podobnie było z Różańcem, odmawianym nie w kościele, a na skrzyżowaniu dróg.
Z Giewontem w tle
Kapłani wspominają też spotkanie z Polonią w Chicago. Różni się ona od tej z Teksasu, ponieważ są wśród niej rodacy, którzy Polskę opuścili 20–30 lat temu. Kapłani spotkali się tam m.in. ze Związkiem Ślązaków i grupą Podhalan. Przyznają, że czuli się, jakby byli w Zakopanem. Były tańce, muzyka, stroje. – Był nawet duży plakat z Giewontem, gdzie można było sobie zrobić zdjęcie. Widać tam siłę tradycji. W Chicago spotkaliśmy też duży obraz Matki Bożej Piekarskiej w domu przewodniczącego Związku Ślązaków – wyjaśnia ks. Zgodzaj. W Ameryce, jak w specjalnym liście do potomków Ślązaków sugerował abp Wiktor Skworc, została kopia cudownego obrazu Matki Bożej. A w tym roku w piekarskim Betlejem znaleźć będzie można… kukłę kowboja z Teksasu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.