Dzisiaj śmierć to tabu, a na dodatek złamane – pisze Patricia Pearson w książce „Drzwi do nieba”. – Nie ma wspólnego języka do rozmowy o tym, kiedy ktoś umiera.
Patricia Pearson – nagradzana pisarka i dziennikarka, publikująca między innymi w „New York Timesie” – znajduje język, którym opowiada o przejściu ludzi na drugi świat.
Przed napisaniem „Drzwi do nieba” przeprowadziła dziesiątki rozmów z osobami towarzyszącymi umierającym i zebrała od nich informacje, o których nie chcieli dotąd mówić, żeby nie zostać uznanymi za mających halucynacje. Opowiadali o swoich wręcz metafizycznych doświadczeniach, towarzyszących umieraniu osób, z którymi byli związani. Ale też wspominali zachowania, słowa, odczucia wybierających się w wielką podróż. Bo właśnie do śmierci, tak jak do realnej podróży, szykowało się wielu umierających, o których usłyszała.
Po przeczytaniu zebranych przez nią historii trudno mieć wątpliwości, że życie kończy się tu, na ziemi. Tak czuje opisywana przez nią Katharine, jej siostra, zmagająca się z dającym przerzuty rakiem piersi.
O wpół do piątej rano, kiedy w miejscu oddalonym od niej o setki kilometrów umierał jej ojciec, zdarzyło jej się niesamowite duchowe doznanie. Nagle poczuła, jak przepełnia ją radość, że zdrowieje.
„Wiem, że to był znak od mojego ojca” – powiedziała nad jego grobem prosto z mostu, bez nieodzownego w takich przypadkach ukłonu w stronę nauki i rozumu, nie czyniąc zwyczajowych zastrzeżeń typu: „nazwijcie mnie szaloną, ale…”. Stwierdziła, że czuła się wtedy przez niego dogłębnie pobłogosławiona i kochana.
Pearson swoją książką, będącą chórem głosów tych, którzy otrzymali dowody, że śmierć to tylko przejście, pomaga wierzącym, a sceptyków skłania do refleksji, która jest pierwszym stopniem do odkrywania nowego.
*
Patricia Pearson „Drzwi do nieba”, Wyd. Muza SA, 2016 r.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.