I Polacy, i Kolumbijczycy znakomicie się wspólnie rozśpiewali przy góralskiej kapeli, kiedy nagle powietrze rozerwała eksplozja! A nie! To nie eksplozja - właśnie dotarli radziechowscy zbójnicy, którzy o swojej obecność dali znać wystrzałem z pistoletów!
- Za wszystko dziękują, są niezwykle serdeczni, otwarci, skromni, bez przerwy uśmiechnięci! Nie zdarzyło się, żebyśmy usłyszeli choć słowo narzekania. Pada deszcz, my marudzimy, a oni po prostu zakładają kurtki i biegną zwiedzać okolicę - opowiada pani Asia z Radziechów koło Żywca, która gości Loren i Olgę, dwie spośród 50 gości z Kolumbii, którzy od niedzieli 17 lipca spędzają Dni w Diecezji w tutejszej parafii św. Marcina. - Bardzo chwalą nasza kuchnię. Były zachwycone naleśnikami ze szpinakiem, bardzo im smakują ogórki i sałata z naszego ogrodu.
Radziechowscy goście tworzą grupę, której wyjazd zorganizował kolumbijski episkopat. Pochodzą z różnych części kraju - najliczniej jednak reprezentują stolicę kraju - Bogotę. Wielu z nich ciężko pracowało fizycznie, by móc przylecieć do Polski. Po drodze część z nich pielgrzymowała także do Ziemi Świętej lub do Rzymu.
- My gościmy młode małżeństwo: Oscara i Klaudię - mówi Agnieszka Biegun. - Dużo rozmawiamy o naszych rodzinach, o muzyce - bo słuchamy tych samych wykonawców starego rocka. Pasjonuje mnie film i dzięki nim sporo wiem już o kinie kolumbijskim.
Urszula Rogólska /Foto Gość
Polski padre Pedro i padre Jesus z Kolumbii z radziechowskimi zbójnikami
Jak dodają goście Agnieszki, nasza kuchnia jest bardzo podobna do tej ich, z Bogoty. Ich stolica leży na wysokości prawie 3 tys. m. n. p. m., więc góralskie i górskie klimaty kulinarne są w naszych krajach podobne. Najbardziej im smakował... salceson! A nie mogli się nadziwić... smakowi szczypiorku!
- Są niezwykle pogodni, radośni, tańczą nawet wtedy, kiedy siedzą na krzesłach Kiedy uczestniczą we Mszy św. w naszym kościele, tak cudownie śpiewają, że słyszy ich chyba cała okolica! A ich sześciu księży na pewno nie potrzebuje mikrofonów - śmieje się Agnieszka.
Urszula Rogólska /Foto Gość
Kolumbijczycy w czasie prezentacji swoich pieśni
Padre Jesus strzela bramki
- W poniedziałek odwiedzili Wadowice, dziś koło czwartej, piątej rano, przyleciała ostatnia grupa. Nawet nie wspomnieli, że są zmęczeni. Wszyscy razem odprawili nabożeństwo Drogi Krzyżowej na szczyt Matyski. naszej Golgoty Beskidów, a kiedy zeszli z góry, od razu rzucili: to oczywiście teraz soccer! Czyli piłka nożna! Zaskoczyli nas. Na prędko skompletowaliśmy drużynę i... byliśmy bardzo gościnni. Przegraliśmy 11:2... Ale nie mieliśmy szans skoro nasi goście mieli w drużynie Jesusa. Padre Jesusa - jednego z sześciu księży, którzy towarzyszą grupie i który znakomicie gra w piłkę - śmieje się ks. Marcin Samek, wikary w radziechowskiej parafii.
- Za to dziewczyny z Kolumbii od początku upatrzyły sobie naszych zawodników i gorąco ich dopingowały - rzuca ks. Marcin Suchanek, także wikary w Radziechowach.
Urszula Rogólska /Foto Gość
Każdy chciał mieć fotkę ze zbójnikiem!
Tak naprawdę, miejscowych duszpasterzy: księży Marcinów i ks. Piotra Pokojnikowa, proboszcza w Radziechowach trudno znaleźć w parafii. Za to każdy wie gdzie jest padre Pedro i dwóch padre Martinów! Bo tak woła do nich nie tylko 50 Kolumbijczyków, ale i młodzi parafianie.
We wtorkowy wieczór parafianie z Radziechów spotkali się po raz pierwszy ze swoimi wszystkimi gośćmi przy domu parafialnym. Wspólną zabawę zaczęli młodzi z parafialnej grupy "Apostolski Team" - zaprosili wszystkich do tańców integracyjnych. Nikogo nie trzeba było zachęcać, a młodych nie zniechęcił nawet padający deszcz! Dopiero czyjś okrzyk w międzynarodowej mieszance języków: "Everybody pod dach!" przerwał zabawę i wszyscy zasiedli do wspólnego posiłku.
Panie z miejscowego koła gospodyń i rodzice ks. Samka przygotowali regionalne przysmaki - duszonki, a także oscypki z grilla, kiełbaski, sałatki i mnóstwo kołaczy. W ruch poszły telefony i aparaty fotograficzne Kolumbijczyków - uwieczniali swoje talerze i wytrwale uczyli się słówka "duszonki". Głaszcząc się po brzuchach, nie omieszkali przy tym dodać, że uwielbiają ziemniaki!
Urszula Rogólska /Foto Gość
"Apostolski Team" dba o kolumbijskich gości
Nic się nie stało, Polacy nic się nie stało!
Biesiadowanie wkrótce przerwała miejscowa kapela i śpiewacy. Kolumbijczycy słuchali góralskich przyśpiewek. Dziewczyny od razu dały się porwać do tańca księdzu proboszczowi. Za jego przykładem poszli wszyscy duszpasterze i szybko teren przy kościele stał się wielką salą taneczną! Kiedy kapela kończyła grać jeden polski utwór, Kolumbijczycy natychmiast głośno śpiewali swoje pieśni. Kapela podchwytywała melodię i już razem tworzyli wspaniały zespół.
Wszyscy się znakomicie rozśpiewali, kiedy nagle powietrze rozerwała eksplozja! A nie! To nie eksplozja - właśnie dotarli radziechowscy zbójnicy, którzy o swojej obecność dali znać wystrzałem z pistoletów.
Urszula Rogólska /Foto Gość
Diabelskie skrzypce radziechowskiej kapeli przygrywające do tańca, budziły wielkie zaintereosowanie górali z Kolumbii
Przygotowali dla wszystkich wymyślne konkurencje sprawnościowe - zespołowe biegi na długaśnych nartach czy pchanie wielkiej deskorolki. Najpierw rywalizowali ze sobą Kolumbijczycy, ale szybko postanowili powalczyć z Polakami. Kibicowskie piosenki, śpiewane na przemian z niezwykłym zaangażowaniem przez obie strony, słychać było pewnie w całej wiosce.
Najwięcej emocji wzbudził wyścig deskorolek, na których posadzono padre Jesusa i padre Martina Suchanka. Obu miały pchać ich narodowe drużyny. Start był znakomity. Razem ruszyli rozpędzeni na trasę slalomu. Po chwili jednak padre Martin wylądował na ziemi, a tłum Polaków zanosząc się ze śmiechu dodawał mu otuchy śpiewając: "Nic się nie stało, Polacy nic się nie stało!".
Urszula Rogólska /Foto Gość
Zabawa integracyjna rozpoczęła wspólny wieczór w Radziechowach
Po zabawach zbójnickich, do swoich konkurencji sportowych zaprosili Polaków Kolumbijczycy. I znowu - mnóstwo śmiechu i radości, wspólne zdjęcia!
Pierwszą polsko-kolumbijską zabawę zakończył Apel Jasnogórski, który już codziennie będzie towarzyszył wieczorami międzynarodowym spotkaniom w Radziechowach.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.