Wieczorna modlitwa w klasztornej kaplicy wprawiła ją w zakłopotanie...
Podobała jej się, ale nawet nie była pewna, czy to w ogóle modlitwa.
Przedstawiła się Bogu i czekała. Potem czekała jeszcze. Co miałoby się wydarzyć? Miała powiedzieć coś innego? Miała słyszeć głosy?
Wolałaby, żeby ojciec Paul jej wtedy pomógł. Więc po prostu siedziała tam z zamkniętymi oczami.
Było tak ciemno, że nie widziała obrazu Maryi, ale domyślała się, że właściwie jest zamknąć oczy podczas modlitwy. Prawie od razu pomyślała o tym, co ma do zrobienia w najbliższych dniach, i poczuła, jak przyspiesza jej puls, a na twarz wstępuje rumieniec.
Audyt, nad którym pracowały z Kerry, był bardziej skomplikowany, niż przypuszczały. Sprawozdania finansowe klienta to jeden wielki bałagan. Zacisnęła powieki i skrzywiła się. Och, gdyby tak mieć więcej wolnego czasu!
Ora et labora? Czy nie tak Maddy określała styl życia zakonników? „Modlitwa i praca”? A może „odpoczynek i praca”? Tak czy inaczej, tęskniła za spokojem w życiu. Ale co mianowicie miałaby robić w wolnym czasie? Jeszcze więcej rozmyślać o Jeremiaszu? Może lepiej pracować jak najciężej, żeby odciąć się od przeszłości. Ale gdyby miała więcej czasu, mogłaby popracować w ogrodzie…
Wtedy przypomniała sobie swoje wyobrażenie Boga jako ogrodnika, to, o którym rozmawiała z Paulem. Opat mówił, że to dobry obraz, więc postanowiła, że będzie o Nim w ten sposób myśleć.
Anne stanęły przed oczami chwile spędzone w ogródku, kiedy klęczała gdzieś przy płocie i wpatrywała się w intensywne barwy kwiatów. Myślała o czerwieniach, różach i pomarańczach. O cieple słońca padającego na jej szyję. O dłoniach zanurzonych w wilgotnej ziemi. Wyobraziła sobie siebie w ogrodzie. Znów poczuła spokój i odprężyła się. Pokrzepienie wydawało się w niej zakorzeniać. I wtedy wydarzyło się coś dziwnego.
Nie była pewna, czy sama sobie to wymyśliła, ale w jej głowie, w sposób naturalny i niespodziewany, pojawił się obraz Jezusa spacerującego w ogrodzie.
Wiele lat temu na lekcji religii uczyła się piosenki "Powstał poranek". Pamiętała, jak sala pełna uczniów rozbrzmiewała entuzjastycznym śpiewem. Jeden z wersetów lubiła szczególnie. Pamiętała go słowo w słowo: „Chwal Go za świeżość swego ogrodu, dziękuj za wszystko, czego dotknął Bóg”. Jako dziewczynka lubiła wyobrażać sobie, że kiedy Jezus chodzi po suchej ziemi, spod Jego stóp wyrastają kwiaty. Wiedziała, że tak nie było naprawdę, ale właśnie to przypomniała sobie w kaplicy.
Oczami wyobraźni widziała pomarańczowe i żółte aksamitki pod stopami Jezusa. Kolory były tak jaskrawe, że prawie czuła je na języku: świeży sok pomarańczowy i cytrynowa landrynka.
Wtem, znienacka, jej oczom ukazał się jeszcze inny obraz. Jezus szedł obok niej w pięknym ogrodzie, miał na sobie stare rękawice ojca i kapelusz mamy. Dziwny widok. Wydawało się, jakby przechodzili obok grobu, z którego powstał w Niedzielę Wielkanocną. Tak jakby.
Nie była pewna. Ale cieszyła się, że z Nim jest, a ponieważ Paul powiedział, że jej pierwsze wyobrażenie było okej, pozwoliła sobie na kolejne: Jezus szedł przy niej. Anne odetchnęła, odprężyła się jeszcze bardziej i myślała o tym przez dłuższą chwilę. Minęła minuta. I zapragnęła z Nim porozmawiać. Pomyślała, że może spróbuje.
„Tęsknię za nim”.
Nadal miała zamknięte oczy i czekała.
I wtedy powiedział do niej: „Wiem”.
Nie mogła w to uwierzyć. To wydawało się takie naturalne, że do niej mówi, jakby od dłuższego czasu na to czekał...
*
Powyższy tekst jest fragmentem powieści "Opactwo" autorstwa Jamesa Martina. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Święty Wojciech. Tytuł tekstu pochodzi od redakcji.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.