Jak dzisiaj mówić o Bogu?
Autor to francuski filozof pochodzenia żydowskiego. Jego rodzice byli aktywistami rewolucji 1968 r. W młodości był ateistą i anarchistą, później nawrócił się.
„Antypodręcznik ewangelizacji” to zapis wykładu wygłoszonego z pasją. Autor szuka odpowiedzi na pytanie, jak głosić dziś Boga.
Słowo „szuka” jest jak najbardziej właściwe. Hadjadj nie daje łatwych recept, wręcz je kwestionuje. Podkreśla, że nie chodzi dziś o jakąś nową technikę komunikacji. Ewangelizator musi wiedzieć, po co i do kogo mówi oraz że jego zadanie jest po ludzku niewykonalne.
Sporo tu myśli olśniewających, świeżych, choć błyskotliwość i filozoficzny temperament momentami ponoszą autora. Ale rzecz warta uwagi.
*
Poniżej fragment tej publikacji, wydanej nakładem WAM-u:
"Wielu ludzi uważa, że najistotniejsze w „nowej ewangelizacji” (a zatem i to, co uczyniłoby ją naprawdę „nową”) jest wykorzystywanie nowinek z różnych dziedzin, ulepszanie metod komunikacji oraz posługiwanie się najnowszą technologią. To tak jakby przyjąć, że Ewangelia sama „nie działa” zbyt dobrze i potrzebne są Ewangelia plus multimedia, Oblicze Boże plus Facebook, Duch Święty plus Twitter… To tak jakby Dobra Nowina czekała na newsy…
Nasze życie biegnie utartymi koleinami. Środki mnożą się coraz szybciej, lecz ponieważ celowość tego wszystkiego jest nieznana, same stają się celem. Są nieustannie unowocześniane i zwiększają zakres naszej „władzy”. Służą tak naprawdę temu, by nie odczuwać utraty wszelkiego sensu. Tymczasem to właśnie kult Steve’a Jobsa i sława nadgryzionego jabłka pozbawiają sensu nasze działania. Już nie wiadomo, po co się komunikujemy, od tego momentu interesuje nas sam akt komunikacji.
Ludzie mają się ze sobą porozumiewać – to jest imperatyw – więc środki służące porozumiewaniu powinny być coraz bardziej potoczyste i coraz bardziej pociągające. Fascynują w końcu do tego stopnia, że uniemożliwiają samą komunikację. Są jak rzeka, a my płyniemy razem z nimi, nie otrzymując niczego stałego.
Macie pilota w rękach, więc nieważne, jaki program jest nadawany, bo możecie go w każdej chwili zmienić. Multimedia są już po prostu elementem naszej rzeczywistości; mało nas obchodzi, czy są środkami wyrazu czegoś, co jest warte zachodu, istotne, że stały się multi, cool, fun, hiper… Zostały ogołocone z wszelkiej zawartości, a powstała pustka nie budzi już niepokoju. Przeciwnie, stała się okazją do zabawy: środek pozbawiony celu świetnie się do tego nadaje.
Przestajecie widzieć człowieka, obok którego przechodzicie, bo do tego stopnia pochłania was trzymany w garści ekran. A tak w ogóle, czy czasem cyfrowe awatary tego człowieka nie są bardziej fun, cool, multi niż on sam? Przecież jego nawet nie można przegrać czy ściągnąć na swój komputer. Co zresztą mielibyście sobie do powiedzenia? Rozmowa jest przecież niebezpieczna. Mówienie o tym i o owym mogłoby wam jeszcze przypomnieć, że już niedługo umrzecie.
Wystarczy przecież spojrzeć na twarz tego typa, a już was atakuje chropawość życia. Lepiej więc pójść w swoją stronę a z nim połączyć się na jakimś forum lub czacie, podzielić się jakimś wideo na swoich stronkach. Pozwolić, by gadżety ukryły pustkę waszej komunikacji. To jest ekscytacja formą (spotykamy się z tym zjawiskiem szczególnie w szkolnictwie. Nieustannie rozwija się tam pedagogikę, a zatem sposoby nauczania, natomiast nikt już nie wie, czego nauczać ani dlaczego. I właśnie to jest źródłem utraty motywacji uczniów oraz braku autorytetu nauczycieli).
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.