Manieryczne pomysły, chaos inscenizacyjny i niezborność interpretacyjna sztuki Gombrowicza odsłoniły jedynie braki warsztatowe reżysera.
Nie zawsze inaczej znaczy lepiej. Każde wystawienie opublikowanej w 1938 r. „Iwony księżniczki Burgunda” budzi dreszcz oczekiwania. Tym bardziej gdy reżyser zapowiada nowe, odkrywcze odczytanie tekstu. Rzetelność czy może pycha kazała realizatorom spektaklu w „Syrenie” zmienić tytuł na „Princess Iwona”.
W istocie przedstawienie w reżyserii Omara Sangare z tekstem Gombrowicza ma niewiele wspólnego. Zdarzało mi się rozmawiać przed premierą z autorami scenicznej wizji na temat odczytania tekstu i zawsze te wizje wydawały mi się szalenie interesujące. Podobnie było i tym razem.
Omar Sangare, absolwent warszawskiej uczelni, obecnie pracujący w Nowym Jorku, zadawał sobie, a tym samym i nam, pytania: – Czy zawsze świadomość ogranicza się do interpretacji powierzchowności w świetle tendencyjnych norm? Czy potrafimy widzieć coś więcej poza fasadą oczywistości? Czy nowa, inna percepcja pozwoli zauważyć na nowo człowieka, jego ukryte wartości, naturalną złożoność?
Oto są pytania, a każde prowokuje do następnego. Jeśli w dodatku owe pytania reżyser postanowił wzbogacić, sięgając do osobistych, a nawet intymnych zapisków samego Gombrowicza, zawartych w „Kronosie”, spektakl zapowiadał się na wydarzenie artystyczne. Jednak kształt sceniczny przedstawienia nie dotarł do głębi, sedna bytu. Przeciwnie. Manieryczne pomysły, chaos inscenizacyjny, niezborność interpretacyjna odsłoniły jedynie braki warsztatowe reżysera.
Ma on prawo do zabawy płcią bohaterki, zgodnie z ideologią gender, do pokazania Iwony w jednej scenie jako kobiety, w następnej jako mężczyzny, tyle tylko, że to za mało, by widz uwierzył, że spektakl prezentuje „międzynarodowy projekt edukacyjny”, jakby to ambitnie nie brzmiało.
„Princess Iwona”, pokazana najpierw jako spektakl dyplomowy, weszła do stałego repertuaru nowojorskiego teatru. Widzom nieznającym Gombrowicza proponowała więc mętlik poznawczy. Co ze spektaklu wyniosą studenci III roku Wydziału Aktorskiego Warszawskiej Akademii Teatralnej, których Sangare zaprosił do udziału, zaiste nie wiem. Kim jest Iwona, także nie sposób się dowiedzieć, ponieważ jej zwielokrotniona postać niewiele mówi nam o bohaterce.
Nowatorstwo? Może. Odrębnym, a udanym przedsięwzięciem jest obsadzenie w roli Królowej Barbary Wrzesińskiej, w roli Króla – Daniela Olbrychskiego.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.