Po obejrzeniu ostatniej premiery w Teatrze Polskim nie mamy wątpliwości: Mrożek nie miał dobrego mniemania o swoich rodakach.
Trzy jednoaktówki, jakie wystawił teatr: „Karol”, „Na pełnym morzu” i „Zabawa”, określane mianem komedii, są w istocie mało zabawne. Przeciwnie – wywołują uczucie goryczy, jeśli nie sarkazmu.
Słabą pociechą jest to, że być może Sławomir Mrożek myślał tak, a nie inaczej o całej ludzkości. Jednak przesłanie tych utworów dotyczy tego, co tu i teraz. A jak ono brzmi?
Jeśli czujemy zagrożenie, jedyne, co nam przychodzi do głowy, to wykpić się, zrzucając winę na naszego sąsiada, przyjaciela, nawet pacjenta, jak w „Zabawie”. Wtedy nie my stajemy się ofiarą, ale nasz bliźni. A już na pewno, gdy jesteśmy „Na pełnym morzu” i jedyne, co może nas uratować od śmierci głodowej, to wytypowanie ofiary, którą skonsumujemy. Niepiękne to, zaiste. A czy prawdziwe?
Mrożek sądzi, że tak. Nie on jeden, jak się okazuje. Parę wieków przed Mrożkiem podobną puentą zakończył swoją bajkę „Lew i zwierzęta” Ignacy Krasicki.
Mrożek budzi nasze sumienie. Z jakim skutkiem? Na to już sami musimy sobie odpowiedzieć. Zabawa w Teatrze Polskim polega na tym, że aktorzy zamieniają się miejscami z reżyserem i sami obsadzają swoje sztuki, prowadzą kolegów – z dobrym skutkiem – i próbują nas przy tym rozbawić. Taką niespodziankę w jednoaktówce „Karol” stanowi obsadzenie w tytułowej roli Jacka Fedorowicza, ogarniętego obsesją poszukiwania domniemanego winowajcy. Aby przerażony bohater nie stał się „Karolem”, trzeba mu znaleźć ofiarę.
Trzech reżyserów, Jerzy Schejbal, Szymon Kuśmider i Piotr Cyrwus, bawią się Mrożkiem, starając się nie zatracić sensu przesłania.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.