Dzisiejsze postmortalne społeczeństwo sięgnęło dna.
Znacie sprawę Jezusa? – pyta Piotr. – Znacie Tego, który „przeszedł, dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich”? Zabili Go, powiesili na krzyżu. O śmierci nie trzeba nikomu przypominać. Sama o sobie nieustannie daje znać. O śmierci informują główne wydania dzienników, żółte paski u dołu ekranu telewizora. Umierają nam najbliżsi, umierają bohaterowie. Także biedny Jezus, choć chciał dobrze, zasilił krąg tych, których niesprawiedliwie się pozbyto.
Cała nasza kultura jest zasadniczo zdominowana przez lęk przed śmiercią i całkowicie ukierunkowana na usunięcie jej na wszelkie sposoby. Można próbować ją zignorować, żyjąc tak, jakby nie istniała. Niektórzy próbują przejąć nad nią kontrolę, jakby w naszej mocy było decydowanie, kiedy umrzeć i kiedy żyć. Pomocą w tym mogą być technika, która może ją opóźnić bądź przyśpieszyć, czy też środki chemiczne, mogące zneutralizować zapachy i ślady śmierci. Ludzie umierają za parawanem szpitalnym bez wiatyku, jakim jest obecność ukochanej osoby podtrzymującej rękę. Jakby śmierć nie łączyła się już z wyruszeniem w określonym kierunku. Ktoś usiłuje „egzorcyzmować” śmierć, odzierając ją z grozy, reagując na nią szyderstwem czy banalizacją. W końcu nie ma dziś filmu, sztuki teatralnej czy gry komputerowej, w których trup nie ścieliłby się gęsto lub odbiorca nie byłby pozbawiony rozrywki w postaci uczestniczenia w uśmiercaniu wroga.
Wszystko dziś jest zanurzone w kulturę śmierci. Lęk przed nią każe człowiekowi uciekać w bezmyślne rozrywki, przesadzać z używkami albo też trwożliwie dbać o diety i podtrzymywać resztki młodości. A jeśli już i tego nie starczy, niech nas ogłupiają nędzne komedie i rechotliwe kabarety. Dzisiejsze postmortalne społeczeństwo sięgnęło dna, wyczerpało zasoby optymizmu i czeka już tylko na jakąś dobrą nowinę, wciąż nierozszyfrowaną. Wspólnota ludzka być może nigdy wcześniej nie była tak wrażliwa na orędzie głoszące, że śmierć została pokonana raz na zawsze i wobec tego nie trzeba już przed nią uciekać ani się jej lękać.
My, chrześcijanie, potrzebujemy sobie uświadomić, że w naszych rękach Bóg złożył niezwykłą wiadomość dla innych ludzi: my znamy Kogoś, kto wrócił z cmentarza, pokonał śmierć, odniósł nad nią zwycięstwo! Chrystus żyje i nam się ukazał. Jesteśmy Jego świadkami. Wszedł On w nasze lęki i tchórzliwe zabiegi zaklinania nieszczęścia, dając świadectwo, że ostatnie słowo w życiu należy nie do depresji, podłości i zła samotności, ale do Boga. Życie to miłość, a On właśnie w taki sposób nas pokochał. Pokochał tych, którzy już sami przestali kochać siebie. Ta miłość wskrzesiła nas na powrót do życia i wzmocniła jego sens. „My jesteśmy tego świadkami!” Miał rację błogosławiony papież Paweł VI, gdy mówił, że świat dzisiejszy bardziej potrzebuje świadków niż nauczycieli, a jeśli już nauczycieli, to o tyle, o ile są świadkami. Zwłaszcza świadkami Zmartwychwstałego.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...