Już po raz ósmy miłośnicy sztuki teatralnej mogli cieszyć się w Płońsku dwudniowym świętem lalek.
Szeroka gama propozycji sprawiła, że wśród widowni byli zarówno najmłodsi płońszczanie, jak i młodzież oraz dorosła publiczność, wśród której są osoby towarzyszące "Calineczce" od jej pierwszej edycji.
Jak zawsze Ogólnopolski Festiwal Teatrów Lalkowych i Ulicznych zainaugurowano paradą głównych bohaterów wydarzenia. Pełni energii artyści podążali z pl. 15 Sierpnia pod siedzibę Miejskiego Centrum Kultury, gdzie pisała się historia ósmej odsłony popularnej imprezy.
Teren "emceku" zamienił się w plac teatralny. Płońszczanie mieli okazję podziwiać plenerowe prezentacje różnych spektakli i widowisk ulicznych. Pierwszego dnia nie zabrakło m.in. popisów grupy klauniarskie "Magoja" z Gostynina, jarmarcznego widowiska wędrownych artystów "Za siedmioma wiekami" z Teatru Rozrywki Trójkąt, pokazu buskierskiego showmana Vincentego Grotesque oraz efektownego występu ogniowego miejscowej ekipy Bezimienni. Przed licznym dziecięcym gremium swoje spektakle wystawił Teatr Nemno i Teatr Barnaby.
Program występów w ostatnim dniu otworzyło przedstawienie również dla najmłodszego widza, poznańskiego Teatru Atofri. Przednią zabawę z maluchami gwarantował klaun Feliks z Teatru Szczęście w Krakowie. Trudną sztukę żonglerki zaprezentowali "Sztukmistrze" z Lubina, którzy pokazali swój artystyczny kunszt również w widowisku z użyciem ognia.
Wernisaż wystawy "Zwierciadła" miał dwóch bohaterów: Rafała Śpiewaka vel Vincenta Grotesque oraz Roberta "Telesfora" Poryzińskiego, który stworzył "Calineczkę". Oczom zwiedzających ukazały się mroczne grafiki i kreacje teatralne zaprojektowane przez gościa festiwalu oraz lalkarskie propozycje pomysłodawcy imprezy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jan Paweł II i kardynał Joseph Ratzinger o „Fauście” Goethe. Warto przypomnieć.
Ich autor jest oskarżony o seksualne i psychiczne wykorzystywanie kobiet.
Archeolodzy o odkryciach dawnego królestwa Kaabu w Gwinei Bissau.
Śmiało można stwierdzić, że lektura książki "Chopin" to pełnowymiarowe spotkanie ze sztuką.
A i film „nic moc”, jak mawiają Czesi. Czyli nic szczególnego. Znowu to samo...