Sąd w Paryżu orzekł w ubiegłym tygodniu, że amerykańska firma internetowa Google Inc., realizująca wielki projekt digitalizacji książek, łamie prawo francuskie.
Google został skazany na 10 tys. euro grzywny dziennie do czasu usunięcia fragmentów zeskanowanych francuskich książek ze swej publicznie dostępnej bazy danych. Ponadto Google ma zapłacić 300 tys. euro odszkodowania francuskiemu wydawnictwu La Martiniere, które wniosło sprawę przeciw firmie Google w imieniu grupy francuskich wydawców. Prawniczka Google'a, Alexandra Neri powiedziała, że firma planuje apelację.
Google zamierza zeskanować miliony książek, aby udostępniać je online. Przedsięwzięcie to wywołało protesty wydawców i bibliotek w Stanach Zjednoczonych i w Europie. Serge Eyrolles, szef francuskiego zrzeszenia wydawców Syndicat National de l'Edition, oświadczył, że jest "w pełni usatysfakcjonowany" piątkowym orzeczeniem paryskiego sądu. Powiedział, że Google zeskanował 100 tysięcy francuskich książek, z czego 80 proc. stanowią pozycje chronione prawami autorskimi.
Eyrolles dodał, że francuscy wydawcy są w dalszym ciągu zainteresowani współpracą z firmą Google w zakresie digitalizacji książek, ale tylko pod warunkiem, że "tamci przestaną się z nami bawić i zaczną szanować prawa, chroniące własność indywidualną".
Philippe Colombet z Google'a, szef projektu skanowania książek we Francji, oświadczył natomiast, że francuskim czytelnikom grozi teraz, iż znajdą się w tyle za resztą internautów, tracąc dostęp do znacznej wiedzy. Dodał, że publikowanie "ograniczonej liczby krótkich fragmentów" książek jest zgodne z prawem autorskim, zarówno we Francji, jak i w USA.
Prawnicy francuskich wydawców skutecznie argumentowali natomiast w sądzie, że wykorzystywanie fragmentów bez zezwolenia jest "niestosownym przedstawianiem dzieła". A jak ta sprawa wygląda w Polsce? Dyrektor Biblioteki Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu, ksiądz doktor Jerzy Witczak zauważa:
- Prawo autorskie i dla polskich bibliotek cyfrowych jest problemem. Ale je zachowujemy! Możemy skanować i udostępniać tylko te książki, których wszyscy współtwórcy zmarli przed 70 laty i dzieła ich przeszły do domeny publicznej. Chodzi tu o tzw. dziedzictwo narodowe oraz (głównie) publikacje XIX-wieczne.
Google zeskanowało sporo polskich, dawniej wydanych książek, ale nie łudźmy się, nie jest to dla tej firmy pierwszoplanowy obiekt. I nikt nas nie zastąpi w tej działalności udostępniania przez Internet polskiego, a także - chrześcijańskiego, dziedzictwa kulturowego. Działalności prowadzonej przez niewielu zapaleńców, często społecznie, ale dostrzeganej również i dofinansowywanej z państwowej kasy (nie dotyczy to raczej bibliotek kościelnych, bo do wyjątków należy ich finansowanie z budżetu ze względu na brak środków na tzw. "wkład własny").
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.