Tego filmu nie oglądaliśmy w polskich kinach. A szkoda. Pozwolił uratować przynajmniej 21 skazanych na śmierć nienarodzonych jeszcze dzieci.
Hołd złożony życiu
Reżyser Alejandro Monteverde pisał scenariusz „Belli” z myślą, że główną rolę zagra właśnie Verástegui. „Chciałem napisać love story, która nie jest tylko opowieścią o romansie pomiędzy mężczyzną i kobietą, ale także o tym, jak cierpienie może stać się początkiem odkupienia.
Chciałem zrobić film, który pokazuje, że zawsze możliwy jest wybór nieprowadzący do moralnego upadku. Ten film oddaje hołd życiu, rodzinie, przebaczeniu” – mówi Monteverde. Wytwórnię, w której film powstał, założył reżyser wraz z Eduardem Verástegui i przyjaciółmi. Nosi ona znaczącą nazwę Metanoia, czyli Nawrócenie.
„Ten film powstał z serca. Mamy nadzieję, że Metanoia zrealizuje więcej filmów oddających cześć Bogu – dodaje reżyser. – Zakładamy, że jeżeli Stwórca patrzy na nasze dzieło, nie musi zamykać oczu”.
Po premierze filmu znany katolicki dziennikarz Tim Drake wydał książkę „Za kulisami »Belli«”. W rozdziale „Nowe życie” opisuje niezwykłe historie, jakie wydarzyły się po obejrzeniu filmu przez matki planujące aborcję. – Kobiety zmieniały podjęte decyzje, ocalając życie nienarodzonym. Przytacza także historię, która miała miejsce jeszcze przed realizacją filmu.
Eduardo Verástegui, chcąc się dobrze przygotować do roli, odwiedził jedną z klinik aborcyjnych. Przed kliniką stała pikieta pro life, która rozmawiała z parą młodych ludzi planujących aborcję. Para znała tylko hiszpański, więc aktor podjął się tłumaczenia rozmowy.
A jako gwiazdor został natychmiast rozpoznany. Po długiej rozmowie para zrezygnowała z wizyty w klinice, by sprawę przemyśleć. Jakiś czas później, już po zdjęciach do filmu, do domu aktora zadzwonili ci właśnie młodzi ludzie z informacją, że urodził im się syn. Nazwali go Eduardo. Verástegui nazywa chłopca pierwszym owocem „Belli". Według Drake’a, takich owoców jest już 21.