Bez ostatniego słowa

Zbigniew Zapasiewicz pozostawił nas w pół słowa. A my musimy wytrwać w tym niedopowiedzeniu, które jest warunkiem każdej dobrej sztuki.

Przez studentów warszawskiej PWST został zapamiętany jako profesor, który wsłuchiwał się w głosy młodych. Ciekawy realiów, w których oni żyli, sam pozostawał człowiekiem z innego, może już nieco archaicznego świata. Był przecież przedstawicielem teatru, w którym naczelną rolę pełniło słowo. Pseudoartystyczne udziwnienia, od których roi się we współczesnej twórczości scenicznej, były mu zupełnie obce. – Nie mówię, że teraz nie ma ludzi wrażliwych, ale że mają oni inny typ ucha, wrażliwości – zwierzał się dziennikarzom.

Wielkie niedopowiedzenie
Jedną z jego ostatnich wybitnych kreacji była rola Tomasza Berga w filmie Zanussiego „Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową”. Zapasiewicz zagrał tam lekarza, który spodziewając się śmierci, zmaga się z pytaniem o Boga. W mistrzowski sposób przekazał rozterki bohatera i drogę od cynizmu podszytego strachem do męstwa w przyjmowaniu cierpienia. To przejmujący obraz przemiany w obliczu powolnego umierania.

Śmierć aktora przyszła szybko i – przynajmniej dla nas, widzów – nieoczekiwanie. – Czuję się bez niego jak człowiek, który pewnych rzeczy nie będzie mógł powiedzieć, bo nie będzie miał przez kogo powiedzieć – skomentował jego odejście Krzysztof Zanussi. Zapasiewicz pozostawił nas więc w pół słowa. A my musimy wytrwać w tym niedopowiedzeniu, które jest warunkiem każdej dobrej sztuki. Kiedyś i tak wszystko się wyjaśni.

Artykuły z poszczególnych działów serwisu KULTURA:

  • Film
  • Literatura
  • Muzyka
  • Sztuka
  • Zjawiska kulturowe i społeczne
  • «« | « | 1 | 2 | » | »»

    aktualna ocena |   |
    głosujących |   |
    Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

    Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

    Więcej nowości