O oldskulowym magnetofonie, popularności i Janie Pawle II z Grażyną Torbicką rozmawia Barbara Gruszka-Zych
Z Woody Allenem spotkaliście się w Hotelu Ritz w Paryżu.
– Allen jest niezwykle zamknięty, żyje w świecie swoich postaci. Powiedziałam mu, że filmowi bohaterowie biorą się z jego życia, ale się z tym nie zgodził. Dopiero jak zaczęłam przypominać historie z filmów odpowiadające historiom z jego biografii, zaczęliśmy poważnie dyskutować.
Co, oprócz samozaparcia i solidnego przygotowania, jest potrzebne, żeby rozmówca się otworzył?
– Rozmówcy szybko wyczuwają intencje pytającego, ale też to, na ile jest przygotowany, czy zna ich twórczość. To zaskarbia sobie ich zaufanie. Osobą, dla której to się liczy, jest Stephen Frears, reżyser „Niebezpiecznych związków”. Ostatnio spotkałam go ponownie na festiwalu w Berlinie, gdzie przyjechał z filmem „Cheri” z Michael Pfeiffer. Zwykle udziela wywiadów wyłącznie z obowiązku wynikającego z promocji filmu i odpowiada bardzo zdawkowo. Podczas naszej pierwszej rozmowy mówił tylko „tak” lub „nie”. Teraz, kiedy zaczęłam się z nim dzielić własną interpretacją tematów z jego nowego obrazu, udało mi się go otworzyć. Widziałam, że w pewnym momencie przestał być obojętny, zaczął odnosić się do sytuacji w Polsce. To była niemalże partnerska rozmowa. Kiedy na spotkaniach dla prasy przeprowadzam wywiady z tymi największymi, to czuje się, że to dla nich „produkcja taśmowa”. Zwykle są zmęczeni i trzeba ich naprawdę zainteresować, żeby usłyszeć coś nowego, żeby nagle szerzej otworzyły im się oczy.
Czy przygotowując się do rozmów, korzysta Pani z Internetu?
– To pułapka – po pierwsze jest tam dużo błędów, a po drugie Internet jest dostępny dla wszystkich, a więc podane tam ciekawostki zna każdy, również gwiazda, z którą się rozmawia. Sama w którymś momencie zabrnęłam w ślepą uliczkę – na szybko brałam z Internetu życiorysy, wykazy filmów. To był błąd, dziś mnie to już nie kręci. Zajmuję się filmem od 15 lat i kiedy teraz przeprowadzam jakąś głębszą rozmowę, to przygotowuję sobie przedtem własne studium krytyczne filmu czy twórczości reżysera, z którym mam rozmawiać. Takie własne przemyślenia pytającego są dla artystów o wiele bardziej interesujące.
Podczas rozmów z wielkimi pisarzami, autorytetami, rzucała mi się w oczy ich skromność.
– Bo im ktoś większy, tym skromniejszy, pełen dystansu do otaczającego świata, ale też zwrócony na drugiego człowieka, czyli w tym przypadku – rozmówcę. Tacy są Forman, Allen, ale też włoski reżyser Ettore Scola, czy Peter Weir, autor „Pikniku pod wiszącą skałą”. Na pewno też Catherine Deneuve czy Sophia Loren, które trudno było przełamać, żeby zaczęły rozmawiać. To takie diwy z zupełnie innego świata. Nauczone doświadczeniem są bardzo nieufne wobec dziennikarzy, którzy pytają je głównie o to, ile przeszły operacji plastycznych. Mówiąc o gwiazdach filmowych, zapominamy, że za ich pracą stoją lata wyrzeczeń. Filmy, w których grały, kosztowały je bardzo dużo psychicznego wysiłku. Kreowanym przez siebie postaciom dawały swoje ciało, emocje, płaciły za to duże koszta. Dlatego ich kreacje tak do nas przemawiają, bo są przez nie genialnie przetworzone.
Poznałyśmy się po audiencji u Jana Pawła II. Zbliża się kolejna rocznica jego śmierci, jak go Pani zapamiętała?
– Papież podzielił się z nami tyloma wspaniałymi przemyśleniami, ale odszedł i zostały po nim słowa. A w naszym życiu wartość słowa zmalała, słowo przestało się przekładać na to, co robimy. Kiedy Papież żył, wzruszaliśmy się tym, co mówił, dyskutowaliśmy o tym, a potem nagle jakbyśmy o wszystkim zapomnieli. Najważniejsze jest to, co z niego zostało w każdym z nas.
Co zostało w Pani?
– Moje życie przez 27 lat jego pontyfikatu było związane z Janem Pawłem II. Miałam 19 lat, kiedy został wybrany na Stolicę Piotrową i cały mój rozwój, poszukiwanie wartości, odbywał się w jego obecności. Wszystkie ważne wydarzenia w moim życiu wiązały się z jego pielgrzymkami i głoszonymi na nich homiliami. Przede wszystkim odbierałam go jako człowieka, który robił to, co mówił. Gdybyśmy go naśladowali, to świat byłby piękniejszy. Wracając do tamtej audiencji, muszę powiedzieć, że Papież miał w sobie ogromną moc. Już nie mógł wtedy chodzić, tylko wyjechał z bocznych drzwi i ręką pozdrowił tłum. W tym momencie poczułam bijącą od niego nieprawdopodobną moc i siłę, tak że się rozpłakałam. Nikt nie jest w stanie tego opisać, niektórzy nazywają to charyzmą, sama jej wtedy doświadczyłam.
***
Grażyna Torbicka - dziennikarka, prezenterka telewizyjna, autorka programu „Kocham kino”. Od 3 lat dyrektor artystyczny Festiwalu Filmu i Sztuki „Dwa Brzegi” w Kazimierzu Dolnym-Janowcu.
«« |
« |
1
|
2
|
3
|
» | »»