Wychowanie muzyczne. Pięciolinia to szczególny zapis nie tylko muzyki, ale także dojrzałego człowieczeństwa.
Kolejny, choć delikatny, sygnał upadku naszej kultury: ludzie przestają śpiewać. Przestają muzykować. Najbardziej widać to podczas liturgii. Milczący wierni, zasłuchani w dominującego organistę, ze znajomością zaledwie dwóch zwrotek pieśni i ubogim repertuarem utworów – to norma.
Poza kościołem wcale nie jest lepiej. Wesela, rodzinne przyjęcia, niepowtarzalna wigilia. Kiedyś ich jakość w dużym stopniu zależała od tego, czy się człowiek na nich „wyśpiewał”. Dzisiaj kryteria są diametralnie odmienne. Jedni, w najgorszym wypadku, liczą wypite litry, inni – w wypadku najlepszym – sprawdzają, jak długo musieli odsypiać szałową zabawę (zmęczeni tzw. tańcem).
Tymczasem programy muzyczne biją rekordy oglądalności, a radio coraz częściej zamienia się w stację nadającą muzykę non stop.
W czym tkwi problem? Najwyraźniej i tutaj do głosu dochodzi wszechogarniający naszą cywilizację konsumpcjonizm. Możemy muzykę konsumować. Nie chcemy jej tworzyć. Czemu?
Uzdolnienia stwierdzone – to za mało
Jest coś takiego jak inteligencja muzyczna. Dla człowieka obdarzonego nią dźwięk jest początkiem nowego świata. Świata, w którym rządzi logika harmonii. Świata, dla którego słowa i gesty to za mało, by wyrazić prawdę. Potrzebuje on używać dźwięków, by tworzyć, przekazywać i rozumieć rzeczywistość.
Nie ma wątpliwości, że wielu Polaków to osoby uzdolnione muzycznie. Więc problem „muzycznej bierności” społeczeństwa, tkwi w czymś innym.
W literaturze przedmiotu można znaleźć wyniki badań polskich psychologów, którzy dowiedli, że dzieci uzdolnione muzycznie, ale pochodzące z rodzin robotniczych po trzech, czterech latach nauki gry na instrumencie rezygnowały z jej kontynuacji. Rodzice nie rozumieli, że dziecko musi nad jednym utworem pracować kilkanaście tygodni. Gdy tylko uczeń spotykał się z dezaprobatą najbliższych, zniechęcony rezygnował z nauki w szkole muzycznej.
W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku w wyniku naboru do klas pierwszych, osiemdziesiąt procent uczniów pochodziło z rodzin robotniczych, a pozostali z inteligenckich. Okazało się, że po siedmiu latach nauki dzieci z rodzin robotniczych stanowiły nadal osiemdziesiąt procent, ale tym razem grupy rezygnujących z nauki.
Jeszcze bardziej dobitne okazały się badania laureatów Konkursów Chopinowskich.
Wszyscy oni ćwiczyli pod kontrolą rodziców do piętnastego roku życia, wszyscy byli dziećmi niepracujących matek niezależnie od kraju pochodzenia, osiemdziesiąt procent rozpoczynało naukę muzyki przed siódmym rokiem życia a dziewięćdziesiąt procent, zarówno laureatów, jak i pozostałych uczestników konkursu, pochodziło z rodzin o tradycjach muzycznych.
Obawiam się, że w rodzinie tkwi pierwsza przyczyna muzycznego kryzysu społeczeństwa.
Rodzina – środowisko spełnienia
To prawda, że dla rozwoju talentu muzycznego trzeba wykazywać się ponadprzeciętną inteligencją, uporem w realizacji celu i zdolnością twórczego myślenia. To podstawa. Do tego dochodzą jednak inne czynniki: sprzyjające środowisko, predyspozycje charakteru, a także przypadek. – Aby uprawiać muzykę, trzeba prócz talentu mieć przede wszystkim silną wolę pracy – potwierdza Anna Maria Kozłowska, nauczycielka Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia i Średniej Szkoły Muzycznej w Świdnicy, w klasie skrzypiec. Przyznaje także:
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.